Czar powoli pryska. Czy to koniec magików w futbolu?

Ronaldinho, Neymar, Jay-Jay Okocha, Hatem Ben-Arfa. Brzmi znajomo, prawda? Wszyscy ci zawodnicy na boisku tworzyli obraz gry tanecznej, atrakcyjnej i okraszonej nutą nadprzyrodzoności. Dzisiaj ci najznamienitsi dryblerzy albo są już w zaawansowanym stopniu kariery, albo zawiesili buty na kołku. Dzisiaj ich reprezentantami w Anglii są Allan Saint-Maximin, Adama Traore, Raphinha lub Ismaila Sarr. Tylko czy to wystarczy, żeby ten gatunek przetrwał?

No właśnie, nie wiadomo. Może zdarzyć się tak, że mamy do czynienia z typem zawodnika, który za 15 lat będzie widniał tylko na kartach historii. Chociażby obok klasycznego „stopera”, czyli na przykład Franco Baresiego, który grał większość czasu cofnięty między środkowych obrońców. Futbol ewoluuje z dnia na dzień, a zawodnicy uprawiający ten sport zawodowo muszą przystosowywać się do panujących w nim warunków.

I nie mówię tu bynajmniej o wymarciu pozycji skrzydłowego. Ta prawie zawsze była, jest i będzie towarzyszyć nam jeszcze bardzo długi czas. Chodzi mi tu o graczy, których pula umiejętności ograniczona jest głównie do szybkości i mijania zawodników przeciwnika. Takich jak na przykład wcześniej wspomniany Adama Traore.

Co z tego, że Hiszpan ma aparycję trzydrzwiowej szafy? Co z tego, że jest prawdopodobnie najszybszym zawodnikiem w lidze? Co z tego, że mija zawodników jak tyczki, skoro nie ma dobrych liczb i nie potrafi przełożyć swoich umiejętności na wyraźną poprawę gry ofensywnej Wolverhampton?

Takich przykładów jest wiele, choć Traore to chyba najgłośniejszy z nich, wszak uznawany jest za jednego z najbardziej przecenianych zawodników w całej lidze. Jego gra jest bardzo przyjemna dla oka, ale skrzydłowy Wilków bynajmniej nie jest uznawany za gamechangera.

A to dlatego, że gra obronna poszła w ostatnich latach bardzo do przodu. Liczy się błyskawiczny doskok do przeciwnika, wydajność, bieganie 90 minut i niespożyte zapasy energii. Modernistyczny futbol jest obojętny na piękno, liczy się w nim intensywność i efektywność. A to, czy idzie za nim atrakcyjność, jest sprawą drugorzędną, żeby nie powiedzieć marginalną.

Nauczmy się więc kochać ten obraz gry z polotem, na którym się przecież wychowaliśmy. Dzięki rewolucji w piłce może on bowiem odejść w zapomnienie na zawsze.