Odejście Illarramendiego do Realu Madryt czy Douglasa do Barcelony ukazały, że przejście do lepszego i bogatszego klubu nie zawsze musi być błogosławieństwem, a czasem okazuje się nawet przekleństwem dla bohatera takiego transferu. W innej skali dotyczy to trenerów, ale początki Paco Jemeza w Granadzie są bardzo trudne i wiele kwestii musi dawać ostrzegawczą lampkę kibicom z Nuevo los Carmenes.
Ileż było rozważań, że kolejnym krokiem dla łysego szkoleniowca powinna być reprezentacja Hiszpanii. Marzenia fanów charyzmatycznego trenera się nie ziściły, ale wydaje się, że jednak można było znaleźć zdecydowanie lepszy klub. Czym jest Granada? No cóż, obserwując polskich fanów Primera Division, nie trudno odnieść wrażenie, że jest jednym z tych klubów, który w pierwszej kolejności powinien opuścić La Liga – to według życzeń. Przez pięć sezonów od powrotu do hiszpańskiej elity trudno cokolwiek pochlebnego powiedzieć o „Los Nazaries”. Owszem, kilku ciekawych zawodników się przewinęło przez tę część Andaluzji i można z nich stworzyć przyzwoitą jedenastkę, ale kłopot jest inny. Dla trenerów objęcie Granady nie oznaczało nic dobrego, a poniżej przykład:
Fabri – w kwietniu stracił pracę w drugoligowej Ponferradinie, wcześniej nieudana przygoda w Panathinaikosie;
Abel Resino – dwa podejścia do Granady, obecnie bez pracy;
Juan Antonio Anquela – drugoligowa Huesca;
Lucas Alcaraz – zwolniony w 2015 roku z Levante, przed sezonem miał objąć Elche, ale w wyniku nieporozumień jego przygoda trwała kilka dni;
Joaquin Caparros – bez pracy;
Jose Ramon Sandoval – pracuje w Rayo Vallecano.
Mizeria na początek
Trzy kolejki za nami i start naprawdę bezbarwny. Jeden punkt na koncie, osiem straconych bramek, w tym klęska wyjazdowa z Las Palmas – 1:5 oraz domowa porażka z Eibar, grając przez godzinę w przewadze! Rok temu, jeszcze w barwach Rayo, niemal identyczne rozpoczęcie. Po trzech meczach jeden punkt, bilans bramkowy równy -5.
Jest jedna statystyka, w której Paco Jemez przoduje. Liczba sprawdzonych zawodników, która liczy sobie już 24 nazwiska! Drugi pod tym względem w lidze jest Real Madryt – 21. Co ciekawe, wśród „Los Nazaries” jest czterech zawodników, którzy rozegrali komplet minut, co przy tak dużych rotacjach wydaje się być niemożliwością, ale tacy zawodnicy jak Guillermo Ochoa, Tito, Ezequiel Ponce oraz Jeremie Boga zagrali wszystko od deski do deski.
Chaos w składzie najlepiej widoczny jest, gdy porównamy jedenastki, które wychodziły na kolejne spotkania. Nazwiska pogrubione to te, które są nowością względem poprzedniej kolejki:
vs Villarreal: Ochoa; Foulquier, Lomban, Agbo, Tito; Krhin, Javi Marquez; Cuenca, Boga, Toral; Ponce
vs Las Palmas: Ochoa; Tito, Lomban, Agbo, Gabriel Silva; Cuenca, Krhin, Samper, Luis Martins; Ponce, Boga
vs Eibar: Ochoa; Tito, Vezo, Gaston Silva, Tabanou; Samper, Agbo; Atzili, Boga, Andreas Pereira; Ponce
Trzeba jednak przyznać, że Granada to specyficzny klub, w którym idzie się w ilość, a nie jakość zawodników. Taktyka rodem z Lechii Gdańsk czy kiedyś z Widzewa Łódź, do których przyjeżdżały autobusy z testowanymi zawodnikami. Efekt w Granadzie jest taki, że w ubiegłych latach te liczby wyglądały jeszcze lepiej:
2016/2017: 24 zawodników* (sezon trwa)
2015/2016: 28
2014/2015: 34
2013/2014: 26
2012/2013: 28
2011/2012: 25
Oczywiście znikąd te liczby się nie biorą, bo swoje robi osoba Giampaolo Pozzo i związki Granady z Udinese i Watfordem, dzięki czemu przepływ piłkarzy pomiędzy tymi klubami jest bardziej niż płynny. Rok w rok dochodzi do ogromnych rewolucji, ale akurat na to Paco Jemez powinien być przygotowany, bo w Rayo przerabiał takie scenariusze kilka lat z rzędu.
Powtórka z rozrywki
Podobieństw do Rayo nie brakuje. Styl gry? Trudno będzie od razu przestawić Granadę z dotychczasowej gry na projekt „Rayo 2.0”. Niemniej jednak udało się zachować łatwość w traceniu bramek. Wysoko ustawiona defensywa aż zachęca do bezpośredniej gry rywala. Efekty były widoczne na Wyspach Kanaryjskich. Las Palmas wygrało 5:1, a mogło co najmniej podwoić swój dorobek strzelecki. Oglądając skrót z tego spotkania, można dojść do wniosku, że wiele sytuacji to jakby powtórki z poprzednich minut, a tym czasem „Los Amarillos” korzystali z uprzejmości gości i wjeżdżali pod bramkę Ochoi z ogromną łatwością.
Kolejne podobieństwo? Drugi mecz „wędka” w 32. minucie, a więc standard, gdy jakiś zawodnik znacząco odstaje od reszty i nie realizuje założeń nakreślonych przed meczem. Szczęśliwcem Gabriel Silva, który następny mecz ogląda z trybun.
Jedyny plus jest w statystykach dyscyplinarnych, bo rok temu Rayo obejrzało siedem żółtych i dwie czerwone kartki, a teraz tylko pięć napomnień…