„Cztery dogrywki i pogrzeb”. Chorwaci nie chcą przestać biegać

Mistrzostwa Świata w Rosji już przeszły do historii, aż trudno myśleć o tym, że to prawie koniec. Turniej dostarczył nam wielu cichych bohaterów, wiele niespodzianek i nieoczekiwanych rozstrzygnięć. Największym z nich jest bez wątpienia historyczny awans Chorwacji do wielkiego finału. Jakby samo to było za małą sensacją, warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki tego dokonali. Absolutnie niespotykany i historyczny. A smaczków znajdzie się więcej…

Gdyby nie Francja, pary półfinałowe wyglądałyby w tym roku kosmicznie. Anglia – goniąca po tytuł po ponad 50 latach, Chorwacja – której najlepszy wynik to do tej pory brąz sprzed 20 lat, Belgia – z genialnym pokoleniem, która nigdy nie stanęła na podium i (gdyby nie „Trójkolorowi”) Urugwaj, czyli mały-wielki kraj chłonący futbol jak gąbka. Ostatecznie jakiejkolwiek „normalności” dopilnowała Francja, awansując do finału, w którym zagra o swój drugi tytuł przeciwko Chorwacji. Chorwacji, która już zapisała się w historii.

Odkąd na MŚ wprowadzono znaną nam fazę pucharową (1986 rok) tylko raz zdarzyło się, by drużyna zagrała trzy dogrywki z rzędu. Specyficzne osiągnięcie należało do Anglii, która w 1990 roku po dogrywkach pokonała kolejno Belgię i Kamerun, przegrywając dopiero z RFN w półfinale, po rzutach karnych. Chorwacja liczbę dogrywek wyrównała, ale jako pierwsza wyszła zwycięsko ze wszystkich z nich.

Zwykle apetyt rośnie w miarę jedzenia, a drużyny z meczu na mecz się rozkręcają. W przypadku Chorwacji było nieco inaczej. Głód na ich kolejne występy urósł do granic możliwości po świetnym spotkaniu z Argentyną, jednak wtedy fajerwerki zamiast strzelać coraz bardziej, wygasły. Po – delikatnie mówiąc – średnich meczach z Danią i Rosją i prześlizgiwaniu się w rzutach karnych, wiele osób zwątpiło w podopiecznych Zlatko Dalicia. Sam byłem jedną z nich, jednak półfinał pokazał, dlaczego było to błędem. Wyeksploatowani dodatkową godziną gry zawodnicy walczyli do upadłego, potrafili dogonić wynik i odwrócić losy spotkania. Długo zastanawialiśmy się, czemu Dalić zwleka ze zmianami, ale wyjaśnienie tej zagadki jest więcej niż szokujące:

Dobrze wiemy, że bałkańska krew jest „nieco” inna od pozostałych, ale to już przechodzi wszelkie pojęcie. Przecież to nie była ich pierwsza dogrywka, ani nawet druga. Tylko trzecia! Nijak nie idzie połączyć tego logicznie z Marcelo Brozoviciem, który ustanowił rekord mistrzostw, przebiegając 16,4 km. Dotychczasowy rekord należał do Gołowina (15,9 km), a barierę 15 km przekroczyli jeszcze tylko Lingard i Alli. Jeszcze trudniej wytłumaczyć postawę Rakiticia. Patrząc na niego w meczu z Anglią trudno było nie zauważyć, że wygląda inaczej – podkrążone oczy, jakby niewyspany… Wszystko wyjaśniło się po spotkaniu.

– Dzień przed meczem z Anglią miałem 39 stopni gorączki, mówiłem o tym lekarzowi i trenerowi. Leżałem w łóżku i myślałem czy ominie mnie tak wielki mecz, walka o finał… Przebiegłem jednak 14 kilometrów, w trakcie meczu straciłem cztery kilogramy z wysiłku. Nie wiesz skąd czerpiesz siły, ale robisz swoje. To wychodzi z wnętrza. (…) Na finał wyjdę, choćbym musiał grać na jednej nodze – wyznał zawodnik Barcelony.

Chorwacja już dokonała czegoś wielkiego. Pomijając nawet mało istotne statystyki i historyczne ciekawostki, zapewniła sobie najlepszy wynik w historii występów na MŚ. Jeśli jakimś cudem ujrzymy jeszcze dogrywkę w meczu finałowym, parafrazując dostaniemy remake filmu „Cztery dogrywki i pogrzeb”. Niezależnie od wyniku – bo Chorwaci już i tak są zwycięzcami – ich ciała będą wycieńczone do granic możliwości. Milej jednak odczuwać ból płacząc z radości, niż ze smutku i żalu. Ten zapewne towarzyszy pewnemu zawodnikowi, który nie potrafił utrzymać ego na wodzy. Nie zazdroszczę myśląc sobie, co teraz siedzi w jego głowie…

Załóż konto w ETOTO i odbierz zakład bez ryzyka do kwoty 100 zł. Jeśli przegrasz, bukmacher zwróci Ci kasę!

Komentarze

komentarzy