Był ósmy maja, 2001 rok. Po bezbramkowym remisie w pierwszym meczu, pewną angielską drużynę czekał rewanż z hiszpańską Valencią. Stawka? Finał Ligi Mistrzów, najbardziej elitarnych piłkarskich rozgrywek na świecie. Tą drużyną było Leeds United, które wcześniej jak równy z równym rywalizowało m.in. z AC Milan, FC Barcelona, Realem Madryt i piekielnie mocnym wówczas Deportivo La Coruna. Nie udało się – porażka 0:3 i koniec pięknego snu. Mimo to nikt nie spodziewał się, że przyszłość będzie aż tak okrutna.
Historia Leeds United nigdy nie była usłana różami. Świetne okresy, w których spokojnie radziło sobie w pierwszej lidze, przeplatało dużymi spadkami formy i grą w drugiej lidze. Od założenia w 1919 roku aż do początków Premier League w 1992, 27 sezonów spędziło w drugiej dywizji, a 36 – w pierwszej, dokładając do tego trzy mistrzostwa i pięć drugich pozycji. Najbardziej spektakularny moment? Pod koniec 1988 roku klub był na najlepszej drodze do trzeciej ligi, zajmując 21. miejsce w lidze. Drużynę „Pawi” objął wtedy Howard Wilkinson, który nie dość, że utrzymał zespół, to w kolejnym sezonie wygrał drugą ligę i awansował do elity. Tam jako beniaminek zajął czwarte miejsce, by rok później zdobyć tytuł mistrzowski. Co ciekawe, był to ostatni mistrz przed przemianowaniem Football League First Division na Premier League. Żeby było zabawniej, rok po tytule zajął 17. miejsce w lidze, ledwo unikając spadku. Takie właśnie jest Leeds United.
Druga połowa lat dziewięćdziesiątych zwiastowała mocną pozycję i stabilizację, której tak bardzo chcieli kibice. Od sezonu 1997/1998 Leeds przez pięć kolejnych lat było w czołowej piątce ligi. Skutkiem tego była przesadna pewność siebie właścicieli, przez którą stało się najgorsze. Wspomniane sukcesy spowodowały wiele ogromnych, jak na owe czasy, transferów. Rio Ferdinand, Robbie Keane, Robbie Fowler, Mark Viduka, Olivier Dacourt i inni mieli zapewnić podbicie Anglii i Europy. Niestety stało się inaczej – drużyna nie awansowała do Ligi Mistrzów na sezon 2001/2002 (właściciele uważali to za formalność), przez co powstała ogromna dziura w budżecie, zadłużenia i konieczność sprzedaży gwiazd. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy. Spadek w sezonie 2003/2004. Powróciła parabola wahań formy: po zajęciu piątej pozycji i przegranych barażach o Premier League w 2006 roku, drużyna w następnym sezonie zajęła ostatnie miejsce i spadła do trzeciej ligi – pierwszy raz w historii. W sześć lat od półfinału Champions League, do League One…
Do Championship udało się wrócić w 2010 roku, jednak od tamtej pory trenerów zmieniano jak rękawiczki, transfery zwykle były nietrafione, a drużyna z północy Anglii zajmowała miejsca w okolicach 15. pozycji. Teraz, po wielu latach cierpień, może nastąpić przełom. Przed sezonem zatrudniono 37-letniego Garry’ego Monka, pracującego niedawno w Swansea. Do tego zakupiono Kemara Roofe’a, Liama Bridcutta, ściągnięto za darmo doświadczonego bramkarza, Roberta Greena, wypożyczono Pontusa Janssona z Torino, Matta Grimesa ze Swansea czy Pablo Hernandeza z Al-Arabi. Z drużyny juniorów do kadry włączono utalentowanego pomocnika Ronaldo Vieirę, a genialną formę strzelecką zaczął łapać Chris Wood. Początki były trudne (do czego Leeds zdążyło przyzwyczaić przez ostatnie lata), ale ostatni okres to istne marzenie, przywracające kibicom „Pawi” uśmiech na twarzy. Od remisu z Wigan w 13. kolejce i zajmowaniu 14. pozycji zaczął się marsz na szczyt. 12 następnych kolejek to dziewięć zwycięstw, dwie porażki – z liderem i wiceliderem, czyli Brington i Newcastle – oraz remis z niepokonaną u siebie Aston Villą. Efekt? Świetne, piąte miejsce przed krótką przerwą zimową i tylko siedem punktów straty do miejsca dającego bezpośredni awans do wymarzonej Premier League. Z taką formą, fani Leeds United mogą ostrzyć sobie zęby.
Za mało dobrego? Problematyczny właściciel Leeds, Massimo Cellino, był bohaterem wielu afer, w tym grudniowej, kiedy został zawieszony przez FA w działalności piłkarskiej na 18 miesięcy. Miało to związek z omijaniem zasad transferowych, przez co musiał również zapłacić 250 tysięcy funtów kary. Włoch dzierżący do niedawna 75% udziałów, 4 stycznia sprzedał 50% rodakowi – Andrei Radrizzianiemu.
42-letni Włoch to współzałożyciel firmy brylującej w branży mediów sportowych. Swoje doświadczenie ze sprzedaży praw telewizyjnych chce teraz przenieść na prowadzenie klubu. Nowy współwłaściciel przyznał, że możliwość prowadzenia i inwestowania w tak wielki i zasłużony klub jest dla niego ogromnym szczęściem. Zapowiedział również, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby stworzyć Garry’emu Monkowi jak najlepsze warunki do osiągania dobrych wyników. Zapewnił też, że nie planuje prowadzić nieodpowiedzialnej, ryzykownej polityki, która mogłaby działać na szkodę klubu w przyszłości.
Brzmi nieźle! Trzymamy kciuki za popularne „Pawie”, bo ich obecność w Premier League z pewnością wniosłaby dodatkowy smaczek, którego brakuje od ponad dekady. Dlaczego? Między innymi dlatego, że od ostatniego tytułu Leeds minęło mniej czasu niż od ostatniego tytułu Liverpoolu, rywala odległego o jedyne 70 mil. Pokazuje to, jakim potencjałem dysponowała ta drużyna i jak źle potoczyły się jej losy. Niedawno podobnym comebackiem popisał się Southampton – miejmy nadzieję, że ta sztuka uda się też „Pawiom”.