Nie tak dawno raper Tede wydał płytę, na której znalazł się utwór pod tytułem „Czyste szpanerstwo”. Jadąc ostatnio samochodem, wściekły po porażce Tottenhamu z Newcastle, skojarzyło mi się to z postawą drużyny Mauricio Pochettino w niedzielne popołudnie. Zamiast „czystego szpanerstwa” jednak, było to po prostu „czyste frajerstwo”.
Kolejny rok i znowu to samo. Tottenham po prostu musiał spieprzyć wszystko w spektakularnym stylu. Nie ma na to racjonalnego wytłumaczenia. Przecież to był mecz z Newcastle. Newcastle, które przecież pożegnało się już z ligą i nie walczyło nawet o utrzymanie. I jeszcze ten wynik na tablicy świetlnej po upływie 90 minut – 5:1… 5:1?! Takie upokarzające porażki miały miejsce za kadencji Andre Villasa – Boasa. Tylko, że wtedy Tottenham był młócony przez takie firmy jak Liverpool, Chelsea, czy Arsenal. Ale do cholery, Newcastle? Co to miało być?
Tym aktem frustracji, spróbuję pożegnać się z obecnym sezonem, który dał mi mnóstwo satysfakcji, pięknych uniesień i powodów do dumy. Pozostał jednak we mnie ogromny niesmak, właśnie przez ten ostatni mecz. Tak właściwie dopiero teraz opuściły mnie emocje, bo gdybym pisał ten tekst w niedzielę… Byłby zapewne nienadający się do opublikowania, poprzez liczne epitety i obraźliwe określenia. Zzapołowy z pewnością opuściłoby szerokie grono czytelników.
Jasne, wielu z Was powie, że przed sezonem nawet bym nie pomyślał, że Tottenham będzie w pierwszej czwórce. Nie mówiąc już o zdobyciu tytułu, który był jeszcze w zasięgu ręki do meczu z West Bromwich Albion. Meczu, który totalnie obciął skrzydła drużynie Pochettino. Po tym remisie, również byłem wściekły, ale ta frustracja była nieporównywalna z tą, której doświadczyłem w niedzielny wieczór. Myślałem wówczas (po meczu z WBA), że przecież i tak ten sezon jest piękny, Leicester napisało kapitalną historię, grało najrówniej i ten tytuł po prostu należy się Lisom. Drugie miejsce to przecież również kapitalne osiągnięcie. Wreszcie Tottenham skończy sezon nad Arsenalem. Oho, moje niedoczekanie. Kanonierzy gładko pokonali Aston Villę, a Koguty dały się ograć jak dzieci z podstawówki licealistom. St. Totteringham’s Day przeciągnął się do ostatniej kolejki. Kolejny sezon drużyna z White Hart Lane kończy za plecami Arsenalu. A przecież w tym roku była taka okazja, żeby ten cholerny licznik przestał bić. Internet również nie pozwalał zapomnieć o tej klęsce. Praktycznie co minutę pokazywał się kolejny mem, kolejny komentarz fanów Arsenalu, nie wspominając już nawet o filmiku Wojciecha Szczęsnego. Mówiąc kolokwialnie, myślałem, że wybuchnę i wyrzucę monitor przez okno. Spektakularne by to nie było, zwłaszcza że mieszkam w jednopiętrowym domu rodzinnym. Nieważne, do sedna.
A jednak powinno rozpierać mnie szczęście. Tottenham zagra za rok w Lidze Mistrzów (i to bez eliminacji!), Harry Kane otrzymał koronę króla strzelców, Delle Alli został młodym graczem Premier League, pięciu piłkarzy Kogutów będzie reprezentować angielską drużynę podczas Euro we Francji, czterech znalazło się w drużynie sezonu 2015-2016.
Jest spora nadzieja na przyszły sezon, Tottenham gra piękną piłkę, przestaje robić głupie błędy w obronie, pozwala na rozwój młodym piłkarzom i sprawia, że na ich grę naprawdę patrzy się przyjemnie. Dlaczego więc trafił się ten jeden mecz z Newcastle, który sprawił, że cała magia tego kapitalnego sezonu prysła jak mydlana bańka? Harry Redknapp powiedziałby pewnie „it was one of these days…”. Wydaje mi się, że kamieniem milowym tego sezonu był mecz z West Bromwich Albion, który zdecydowanie zasiał zwątpienie w szeregach armii Pochettino. Uwydatnił to mecz z Chelsea, gdzie chłopakom po prostu puszczały nerwy i zachowywali się jak szczeniaki. Dziewięć żółtych kartek? Przecież tak nawet nie wyglądały mecze Barcelony z Realem, podczas największych festiwalów chamstwa, serwowanych przez Mourinho i Guardiolę. Tutaj kolejny kamyczek do ogródka Pochettino – o ile Delle Alliemu głupie zachowania można wybaczyć, bo jest jeszcze młody, to taki gracz jak Mousa Dembele powinien trzymać nerwy na wodzy. Dwa kluczowe ogniwa Tottenhamu przez własną głupotę osłabiły zespół na ostatni, bardzo ważny mecz. Konsekwencje powinny zostać wyciągnięte, bo takie czyny, na takim szczeblu rozgrywek, są po prostu haniebne. Pochettino powinien przemówić swoim piłkarzom do rozsądku, aby już nigdy nie postępowali w ten sposób:
Usprawiedliwić piłkarzy Tottenhamu można jedynie tym, że praktycznie cała Anglia była przeciwko nim. Leicester wyskakiwało z lodówki, fani Chelsea też nie dawali o sobie zapomnieć wszelkiej maści transparentami i hasłami, oliwy do ognia dolał Eden Hazard swoimi słowami przed meczem z Tottenhamem. Z pewnością to nie pomagało Kogutom na odpowiednie przygotowanie mentalne. Piłkarze są tylko ludźmi i naturalnie popełniają błędy. Jednak nie przystoi to po prostu na takim poziomie. Nie chciałbym już nigdy więcej oglądać tak chamskiego Tottenhamu, mimo że wtedy, naturalnie pod wpływem emocji, mówiłem zupełnie co innego. Sam muszę posypać głowę popiołem.
Tottenham nie wytrzymał tej wojny nerwów i to kolejne zadanie, które stoi przed Mauricio Pochettino przed sezonem 2016/2017. Oprócz zakontraktowania kilku piłkarzy (przede wszystkim zmiennika dla Harry’ego Kane’a), trzeba także popracować nad mentalnością piłkarzy. Wydawało się, że ta praca została wykonana świetnie, zwłaszcza mając porównanie do poprzednich sezonów w wykonaniu Tottenhamu. Jednak jak widać, cały czas jest to element, który potrzebuje poprawy.
Najbardziej jednak martwi mnie fakt, że taka okazja, jak w tym sezonie, już się nie powtórzy. Manchester City, Chelsea, Manchester United, Liverpool, a nawet Arsenal, wszyscy jak jeden mąż obniżyli loty i Tottenham miał naprawdę wyjątkową szansę na to, aby wdrapać się na sam szczyt. Po raz kolejny jednak zostaje z niczym. Nawet nie chce mi się wierzyć, że taki obrót spraw jest jeszcze możliwy . Parafrazując słowa z popularnego polskiego dramatu – „Bo już w nic nie wierzę”.
Ciężko jest kibicować Tottenhamowi. To wyjątkowo siermiężne hobby, wykańczające człowieka do granic możliwości. Kolejny sezon, kolejne rozczarowanie. Całe szczęście jednak, że Mauricio Pochettino zdecydował się na przedłużenie kontraktu do 2021 roku. Być może z tej mąki będzie jeszcze chleb. Cieszy mnie też niewątpliwie to, że w przyszłym roku, wreszcie będzie sens oglądania Ligi Mistrzów. Jednak w powtórkę scenariusza z tego sezonu nie wierzę. Takiej okazji już nie będzie. Arsenalowi pozostaje mi pogratulować drugiego miejsca. Po prostu.