Manchester City zaczął obecny sezon równie skutecznie co poprzedni. Różnica jest taka, że w tym roku zawodnicy Guardioli ominęli gwałtowny spadek formy, a stworzona przez niego machina wydaje się bez przerwy rozpędzać. Kapitalne wyniki sprawiły, że respekt przed „Obywatelami” czuje już cała Europa, a coraz częściej możemy usłyszeć porównania do jednej z najbardziej pamiętnych drużyn w erze Premier League – słynnych „The Invincibles”.
Arsenal z sezonu 2003/2004 to prawdziwy fenomen. W lidze, która słynie z zaciętości, wielu mocnych drużyn i nieprzewidywalności, „Kanonierom” udało się ukończyć sezon bez ligowej porażki. Na ten kapitalny wynik złożyło się 26 zwycięstw i 12 remisów. We współczesnej piłce taki przypadek – co nie może dziwić – jest czymś rzadko spotykanym. Do tego wąskiego grona możemy jeszcze zaliczyć Ajax z sezonu 1994/1995 oraz dwie włoskie drużyny: Milan w sezonie 1991/1992 i Juventus 20 lat później. Podobna sztuka nie udała się nawet Barcelonie, Realowi i Bayernowi, które w ostatnich latach wręcz upodliły swoich konkurentów na krajowych podwórkach. Katalońskiej i niemieckiej drużynie trafił się sezon z jedną porażką, jednak nigdy nie zdołały być niepokonane.
Mimo wszystko to właśnie w Premier League ta sztuka wywołuje największe wrażenie i podziw. Mowa tu w końcu o rozgrywkach, w których nikt nie zdobył mistrzostwa więcej niż trzy razy z rzędu. Liczba silnych drużyn, możliwości słabszych ekip pozwolenia sobie na bardzo dobrych zawodników, napięty terminarz… To wszystko sprawia, że nawet najlepszym zdarzają się wpadki. Jakiś czas temu co śmielsi odważyli się na stwierdzenie, że ta sztuka może udać się w tym sezonie podopiecznym Guardioli. O zdanie spytano nawet filar całej tej układanki, czyli Kevina De Bruyne:
– Nie sądzę, by to było możliwe, ponieważ przed nami bardzo dużo spotkań i zbyt wiele bardzo ważnych spotkań. Siłą Premier League jest to, że każdy zespół ma dużo pieniędzy i wielu zawodników wysokiej jakości, więc myślę, że pewnego dnia znajdzie się drużyna, która znajdzie system na pokonanie nas lub po prostu będzie miała lepszy dzień.
Trudno doszukiwać się w tym przesadnej skromności czy też sztucznej poprawności, często spotykanej w wywiadach. Belg w kilku zdaniach ujął wszystko i liczenie na sezon bez porażki w wykonaniu City jest wręcz nie na miejscu. Dla przypomnienia – Arsenal w pamiętnym sezonie kilkukrotnie cudem ratował punkty, odwracając losy spotkań. Ale przecież nie był wcale tak nieskazitelny – w Lidze Mistrzów tylko w samej grupie doznał dwóch porażek (z Interem Mediolan i Dynamem Kijów), a z rozgrywkami pożegnał się już w ćwierćfinale, ulegając w dwumeczu niebieskiemu rywalowi zza miedzy 2:3. Ekipa Henry’ego, Ljungberga, Piresa, Vieiry, Bergkampa i spółki była świetna, ale nie była idealna i też zdarzały się jej słabsze mecze. To, że akurat w lidze udało się zdobyć punkty w każdym spotkaniu, jest bardziej szczęściem – chociaż i jemu trzeba pomóc – oraz miłym zrządzeniem losu.
Chcesz więcej?
Dołącz do naszej grupy dyskusyjnej o angielskiej piłce
Z Manchesterem City sprawa wygląda inaczej – już teraz niebieski walec rozjeżdża każdego, wypracowując sobie ogromną przewagę nad resztą stawki. I to właśnie w tym, o dziwo, może kryć się przyczyna porażki, która pewnego dnia nadejdzie. Celem każdego wielkiego klubu (poza tymi, których właściciele chcą tylko zarabiać pieniądze) są najważniejsze trofea – tytuł mistrzowski i Liga Mistrzów. Ten pierwszy w ostatnich latach dwukrotnie lądował w szatni „Obywateli”, więc priorytetem i marzeniem wszystkich, chcąc nie chcąc, jest tytuł najlepszej drużyny na kontynencie. Biorąc pod uwagę siły, jakie na te rozgrywki rzuci Pep Guardiola, oraz przewagę, jaką City posiada na krajowym podwórku, nie trudno wpaść na to, że przed decydującą fazą sezonu w kilku ligowych spotkaniach skład będzie daleki od optymalnego. Wtedy wpadka w Premier League będzie czymś naturalnym i zrozumiałym, a kto wie, czy nie przytrafi się również w innym okresie.
Premier League to nie rozgrywki, w których poza kilkoma drużynami nie ma z kim walczyć. Próżno szukać drużyn, które odstają o kilka poziomów i bez walki polegają z najsilniejszymi. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, przejście piłkarzy Guardioli przez całą kampanię bez doznania porażki byłoby nawet większym osiągnięciem niż zdobycie tytułu przez Leicester. „Lisy” trafiły z kapitalną formą na sezon, w którym wszyscy rywale do walki o tytuł mieli duże problemy. Ich nieco prymitywny, aczkolwiek bardzo skuteczny styl gry był czymś nowym i zaskakującym, na dodatek nie mieli na głowie Ligi Mistrzów, a od stycznia również żadnych pucharów krajowych. Manchester City jest inny – on nie chce rekordów, chce jak najwięcej trofeów. A jak wiemy, walka na wielu frontach zawsze zbiera żniwa…