Dlaczego Portugalia wygra EURO 2016?

Nie lubi się ich, a powodów ku temu nie brakuje. Wyeliminowali nas. Ich gra nie porywa. Ślamazarnie przechodzili z fazy do fazy. Teraz zagrają w finale. Na złość wszystkim, mogą wygrać. Dlaczego?

Bo muszą w końcu zagrać kompletne spotkanie

Przypominacie sobie jakiś doskonały mecz Portugalii w ostatnim miesiącu? Przeciwko Chorwacji świetnie zagrali w defensywie. Im dalej od własnej bramki, tym było gorzej. W półfinale spotkanie dobrze im się ułożyło. Strzelone dwie bramki pozwoliły obniżyć pressing i wyczekiwać kontry. Taktycznie mecz przeciwko Walii był dobry. Zabrakło fajerwerków, które wystrzelić mogą na wyraźny znak Mark Clattenburga, w niedzielę po 21:00.

Bo Cristiano Ronaldo rozegra swój prywatny mecz

Ma 31 lat i by zostać mistrzem Europy uderza piłkę lecącą na wysokości pierwszego piętra. Dotychczas strzelił 3 bramki i tyle samo razy asystował. W niedzielę może na oczach całego świata zaklepać swoją obsesję – Złotą Piłkę. Messi zawiódł w finale Copa America. Nie strzelił karnego, a po wszystkim stwierdził, że już się nie bawi i do kadry powoływany być nie chce. Bazując na przeciwieństwach łatwo wskazać różnicę. Cristiano prowadzący kadrę do triumfu i Messi pogrążający Argentynę. Dobry Ronaldo, zły Leo. Jeżeli ktoś twierdzi, że w tym wyścigu bierze udział ktoś jeszcze, to jest osobą naiwną.

xzxz
76,2 cm nad ziemia, uderzenie piłki czołem na wysokości 2,61 cm. Gol CR7 z Walia na grafice „L’Equipe”.

Bo w defensywie prezentują się bardzo dobrze

Wczoraj w Marcoussis ziemia zadrżała. Trzęsienie wywołały spadające z portugalskich serc kamienie, na wieść o tym, że Pepe powrócił do treningów. Na razie tylko truchtał i pracował z trenerem od przygotowania fizycznego. Wyścig trwa, ale to środkowy obrońca wysuwa się na prowadzenie. Jest blisko. Pepe chciał zagrać już z Walią – powstrzymali go lekarze. Teraz, w przeddzień wielkiego finału nie ma takiej siły, która mogłaby go zastopować. Jest zdeterminowany. Taki był przez cały turniej. Jest najlepszym zawodnikiem tej kadry. Imponuje pewnością, gwarantuje bezpieczeństwo i jest przedłużeniem ręki Fernando Santosa. To on z boiska nawiguje swoich kolegów.

Pepe otoczą: Fonte, Cedric i Guerreiro. Gdy wszyscy razem znajdują się na boisku – nie tracą bramek. Tak było w meczu z Chorwacją, gdzie skutecznie zneutralizowali najsilniejsze ogniwa przeciwników. W półfinale zabrakło tylko wspomnianego Pepe. Reszta grała. Efekt? Znów zero z tyłu.

Bo Francja musi, a Portugalia może

To podopieczni Didiera Deschampsa wystąpią w tym meczu z brzemieniem faworyta. Brzemieniem, bo to miano przerzucane jest przez drużyny jak gorący ziemniak. Zazwyczaj, gdy na boisko wychodzisz jako faworyt, twoja koszulka waży kilogram więcej.

Nikt przed turniejem nie wskazywał Portugalii w gronie ścisłych pretendentów do tytułu. Francuzi pojawiali się niemal w każdej wyliczance. Mało tego, Portugalczycy awansowali do tego finału tak ślamazarnie, że ewentualna porażka zostanie skwitowana krótko: „Powinni odpaść już wcześniej, cały turniej grali słabo. Zero zaskoczenia!” Fernando Santos to pragmatyk jakich mało. Dla niego nie ma znaczenia jak wygrają – ważne tylko, by zawsze mieli jedną bramkę więcej od przeciwnika. Albo chociaż lepiej strzelali karne.

Francja będzie prowadzić grę, a Portugalia zagra to, co lubi. Będzie wycofana i przyczajona na jeden błąd w rozegraniu. Na jedno złe podanie, które pozwoli wyprowadzić kontrę. Mają predyspozycje do takiego stylu gry. Silni defensorzy i szybcy atakujący. Ronaldo, Nani, Sanches czy Joao Mario przemieszczają się szybciej, niż francuskie TGV. Aspekt psychologiczny jest więc po stronie Portugalczyków, a ściany Stade de France mogą okazać się dla piłkarzy klaustrofobiczne.

Komentarze

komentarzy