Dobra pogoda dla Ćwielonga, ale fatalna dla infrastruktury. Weekend, jakiego dawno nie było w Hiszpanii

Real Sociedad-Osasuna

Sparafrazowane powiedzenie Piotra Ćwielonga, jak ulał pasowały w miniony weekend do północnej części Półwyspu Iberyjskiego. Takiego załamania pogody, które sparaliżowało piłkarskie zmagania, nie było już bardzo dawno, ale jak się okazuje, kłopoty wcale nie musiały się skończyć wraz z zakończeniem weekendu.

Mowa tutaj o odwołanym meczu Celta Vigo–Real Madryt. W przypadku tego meczu kłopotem może być termin. Najbliższa środa odpada z powodu rewanżowego meczu półfinału Pucharu Króla, bo Celta gra z Deportivo Alaves. Później rozpoczynają się europejskie puchary, a Real dodatkowo jeszcze musi odrobić inne zaległości – mecz z Valencią(22 lutego o 18:45). Jak podają hiszpańskie media, istnieje zagrożenie, że do meczu dojdzie dopiero w maju, pomiędzy 37. a 38. kolejką ligową! Żeby ziścił się ten scenariusz, potrzeba dobrej postawy Realu i Celty w Lidze Mistrzów i Lidze Europy – jedna z nich musiałaby dojść do półfinału. O ile w przypadku Realu ten scenariusz nie byłby niespodzianką, o tyle już Celta w 1/16 finału będzie miała trudną przeprawę – dwumecz z Szachtarem Donieck.

Wszystko zaczęło się już w piątek, gdy odwołano mecz w A Corunii. Deportivo miało zagrać z Realem Betis na inaugurację 21. kolejki, ale potężne wichury oraz ulewy nad Galicją zniszczyły poszycie dachu na El Riazor i ze względów bezpieczeństwa trzeba było mecz przełożyć. Podobnie sprawa miała się przy okazji wspomnianego meczu w Vigo. Co ciekawe, w internecie najpierw kibice Celty podśmiewali się z kłopotów „Depor”, a po chwili sami doświadczyli podobnych przypadłości na Estadio Balaidos…

Teoretycznie przełożenie meczu dotyczyło jedynie dwóch ekip, ale jak informowaliśmy wczoraj, do gry włączyło się Deportivo Alaves, które domagało się… przełożenia środowego półfinału z Celtą, tłumacząc wszystko dłuższym wolnym dla ekipy z Vigo. Prośba bardziej absurdalna i śmieszna niż poważna, bo przecież ani władze ligi, ani Celty nie mają najmniejszego wpływu na pogodę i trudno przewidzieć takie zdarzenie. Ale Baskowie poradzili sobie w najlepszy możliwy sposób – wystawili rezerwowy skład w Gijon i ograli Sporting 4:2! Wiele na ten temat mieli też do powiedzenia w Madrycie. Włodarze Realu chcieli za wszelką cenę rozegrania meczu, nawet na zapasowym stadionie, ale na to nie zgodziły się władze ligi. I najcichsi w tym wszystkim byli włodarze Celty, czyli klubu, który nadal gra na trzech frontach w przeciwieństwie do Realu i Deportivo Alaves.

Zostajemy w Galicji, ale schodzimy dwie ligi niżej, Racing Club de Ferrol musiał uznać wyższość pogody i przełożyć mecz z Palencią. Również wiatr – ponad 90 km/h – zrobił swoje i rozegranie spotkania byłoby zbyt dużym ryzykiem uznał RFEF, hiszpański związek. Ten region został najmocniej dotknięty przez anomalia pogodowe, bo w wyniku wichur, burz i ulew zginęła jedna osoba. Największe wrażenie może jednak robić to:

Zresztą, kto uważnie śledził minioną kolejkę, ten wie, że nie tylko w Galicji, lecz także pozostałych częściach północnej Hiszpanii było niewesoło. Przed meczem w San Sebastian przeszła ulewa, która nieco zepsuła boisko na Estadio Anoeta, a w czasie meczu, przez wiejący wiatr, były kłopoty z oświetleniem, choć prawdziwy armagedon rozpoczął się w ostatnich sekundach, gdy zaczął sypać grad! Całe szczęście, że po chwili mecz się skończył, bo nie wiadomo, co byłoby dalej i czy w ogóle byłaby mowa o kontynuacji zawodów. Warto dodać, że kłopoty z oświetleniem nie są nowością dla „Osy”, bo już podczas wyjazdowego meczu z Deportivo La Coruna doszło do awarii prądu na El Riazor…

 

Komentarze

komentarzy