Przygoda Oliviera Girouda z Chelsea jest taka, jak początek obecnego sezonu w wykonaniu „The Blues”. Są pozytywy, jest potencjał, ale na razie nie można być zadowolonym. W czym tkwi problem Francuza? W klubie, czy może… w lidze?
Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!
Giroud trafił na Stamford Bridge na początku 2018 roku, jako następca odchodzącego w niesławie Diego Costy. „Superrezerwowy” Arsenalu miał zapewnić wsparcie ofensywnym zawodnikom, dokładając do tego trochę bramek. Pierwszy punkt spełnił, z drugim jest niestety gorzej.
Jedynie pięcioma trafieniami w 41 ligowych występach dla Chelsea może pochwalić się Giroud. Choć „pochwalić” zamkniemy raczej w cudzysłów, bo ten dorobek najlepiej skomentować milczeniem. Nawet wielu obrońców strzela zdecydowanie częściej.
To jednak jedna twarz francuskiego napastnika. Drugie oblicze, zdecydowanie ratujące mu opinię, to występy na europejskiej arenie. Giroud w środowy wieczór rozpoczął strzelanie w meczu o Superpuchar Europy z Liverpoolem, jednak jego gol z 36. minuty nie wystarczył, by pokonać Liverpool.
Co by nie mówić – jego trafienie nie było niespodzianką. Giroud w 16 występach dla Chelsea w Europie, zdobył… 12 bramek. W poprzedniej kampanii jako pierwszy zawodnik w historii klubu zdobył ponad 10 bramek w sezonie na międzynarodowej arenie. Europa go po prostu lubi.
Tak samo jest nawet w przypadku angielskich pucharów – Giroud ma w nich łącznie 15 trafień w 28 występach. Czy to oznacza, że francuski napastnik po prostu „męczy się” w Premier League? Niezależnie od liczby otrzymanych minut często po prostu walczy z wiatrakami i nie może przełamać. W Arsenalu ligowy licznik zatrzymywał mu się dwukrotnie na barierze 16 bramek, w Chelsea jest dużo gorzej. Czy w innej lidze byłby w stanie trafiać tak, jak w Europie?
Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!