Dwunastoletni magicy futbolu poczarowali w ten weekend. Wspomnienia po Lech Cup

15267685_10154130427762061_6985252759974020775_n

Bayern, Chelsea, Manchester City i inne wielkie piłkarskie marki przez ostatni weekend gościły w Poznaniu, gdzie rozgrywany był Lech Cup. Miałem przyjemność przyglądać się zmaganiom dwunastolatków z bliska i w zupełności czuję się ukontentowany. Powiem więcej, rosną nam przyszłe gwiazdy futbolu!

Zanim o samym turnieju, zacznijmy od teoretycznej części tegorocznego Lech Conference & Cup. Ta zaczęła się już w piątek rano, a do poznańskiej hali Arena zjechali trenerzy młodzieży z całej Europy. Wykładał trener naszej reprezentacji U-21, Marcin Dorna, o jednym z aspektów gry ofensywnej mówił szef szkolenia w Akademii Lecha, Rafał Ulatowski, byli też szkoleniowcy grup młodzieżowych FC Basel, Dinama Zagrzeb czy Sparty Praga. Gwiazdą dnia był za to były dyrektor akademii lizbońskiego Sportingu, Paulo Leitao, pod którego okiem kształtowali się m.in. Luis Figo, Ricardo Quaresma, Cristiano Ronaldo czy Rui Patricio. Nie będę już przytaczał, o czym mówił każdy z nich, ale wszyscy powtarzali, że na tym etapie szkolenia nie liczy się tylko strona ćwiczeń praktycznych, ale i wychowywanie młodych piłkarzy, z naciskiem na to, iż nie każdy w przyszłości zostanie gwiazdą futbolu.

To niezwykle mądre podejście, bo przecież o sukcesie adepta futbolu decyduje również wiele czynników pozasportowych, o czym często zapominamy. Co więcej, wielokrotnie zdarzało się, że teoretycznie słabszy na etapie piłki juniorskiej zawodnik w przyszłości wybijał się w piłce seniorskiej, a ten lepszy – niczego nie osiągał.

Wielkie granie!

Do Areny wróciłem w sobotę, gdzie już od godziny 9 rozgrywano pierwsze mecze Lech Cup 2016 w składzie: Lech Poznań, Bayern Monachium, Hertha BSC, Chelsea FC, Manchester City, RSC Anderlecht, FC Basel i Sparta Praga. Wchodzę, ale nie idę do loży prasowej. Najpierw chcę popatrzeć na piłkarzy z bliska. Co widzę? Miniaturki swoich odpowiedników w zespołach seniorskich. Wszyscy ubrani w ładne, najnowsze komplety (chyba jedynie Anderlecht grał w koszulkach z poprzedniego sezonu), niemal każdy z nich w najlepszych modelach piłkarskich butów. Niemal, bo rzucił mi się w oczy malutki gracz „Fiołków” z numerem 11. Mikry, chudziutki, a na nogach najzwyklejsze korki. Wiadomo, dobry sprzęt znacznie ułatwia grę, ale fajnie, że nawet dzieci mają świadomość, że nawet najlepszy but sam piłki nie kopie. Inni na głowach wymyślne fryzury, myślę sobie – ale gwiazdy z nich (bez złośliwości, raczej z uśmiechem na ustach).

Popatrzyłem, kilka drużyn przeszło obok, spoglądając ukradkiem na zwisającą na smyczy kolorową akredytację, i postanowiłem pójść do loży. Widok typowy dla sektorów prasowych, czyli z najlepszej perspektywy. Mając już idealne warunki do podziwiania gry 12-latków, spędziłem tam kilka godzin. I wiecie co? Klasa światowa! Dlatego postanowiłem wrócić i w niedzielę.

15338636_10154129965952061_6613713170705236642_n

Dawid Ławniczak to jedna z gwiazd tegorocznej edycji

Pierwszego dnia grano w jednej grupie. Na podstawie pozycji w tabeli ułożono spotkania na dzień drugi. Pierwsze cztery zespoły (Bayern, City, Hertha i Anderlecht) utworzyły nową o dumnie brzmiącej nazwie Liga Mistrzów. Pozostali, w tym Lech, przyłączeni zostali do Ligi Europy. To jednak niewiele znaczyło, bo piłkarze z miejscowej akademii naprawdę nie odstawali od najlepszych. Szczególnie, moim skromnym zdaniem oczywiście, wyróżniali się bramkarz Mikołaj Nawrowski oraz najlepszy strzelec „Kolejorza” Dawid Ławniczak.

Wspomniałem wcześniej, że poziom turnieju to „klasa światowa”, i nie ma w tym krzty przesady. Z jednej strony, widowiskowi napastnicy Anderlechtu, z drugiej – świetny bramkarz Bayernu. O nich za moment więcej. Dało się zauważyć, że już na tym etapie zawodnicy rozumieją i potrafią dobrze realizować założenia taktyczne, co szczególnie widać było w poczynaniach Bayernu, który grał przede wszystkim zespołowo. Jedną z kluczowych cech rozgrywek była nieprzewidywalność. Jednego dnia Lech rozbił Basel 6:0, a już następnego wymęczył jednobramkowy remis.

Jak grały zespoły?

Zdecydowanie najsłabiej zaprezentowali się piłkarze Chelsea. Zebrali pakiet porażek i zajęli ostatnie miejsce, choć w decydującym o pozycji meczu z Lechem dotrwali do karnych. Tam doskonała dyspozycja golkipera poznaniaków i wygrana 2:0. Piąte miejsce wywalczył FC Basel, ale Sparta Praga nie ma się czego wstydzić, bo fachowo szkolą tam młodzież. Przez długi czas niemrawo grali przyjezdni z Manchesteru, co zaowocowało ostatnią lokatą w grupie LM. Jednak dzięki pogromowi w pojedynku o 3. miejsce z Herthą (5:2) mogą wracać do domu z podniesioną głową. Wiadomo, w City dopiero zaczynają zabawę z profesjonalnym szkoleniem. Na koniec najlepsi. W finale zasłużenie zagrali piłkarze z Monachium przeciwko Belgom. Nie było w tegorocznej edycji Lech Cup lepszych od nich. „Bawarczycy” w większości reprezentujący niemiecki porządek i solidność, grzecznie pochowali koszulki w spodenki i dali koncert gry zespołowej. Naprzeciw zbiór indywidualności spod Brukseli, mający w swych szeregach może z dwóch rodowitych Belgów. Kto zwyciężył? Niemcy i ich dyscyplina taktyczna. Serio, można było to zauważyć już w spotkaniu 12-latków.

15284870_10154128382622061_4445067841886711887_n

Enock Agyei – zapamiętajcie to nazwisko, po prostu

Jakie nazwiska warto zapamiętać? 

Było kilku wyróżniających się zawodników. Tym najlepszym całej imprezy, jak najbardziej zasłużenie, wybrano kapitana Anderlechtu, Enocka Agyeiego. Uwierzcie mi na słowo, ten chłopak ma papiery na wielkie granie. Niemal perfekcyjne panowanie nad piłką, drybling, ale i technika użytkowa stoją u niego na światowym (w tej kategorii wiekowej) poziomie. Wiadomo, jeszcze wiele przed nim, ale dobre poprowadzenie go w dalszym rozwoju powinno zaprocentować powołaniem do pierwszego zespołu w ciągu trzech, czterech lat. Królem strzelców został jego kolega z zespołu Mika Godts (dziewięć goli), u którego widać parcie na bramkę. Jest to w tym przypadku dobra cecha, bo chłopak aż kipiał ambicją. Przyjemnie oglądało się współpracę tego ofensywnego duetu. Jednym z czterech wicekrólów został wspominany Dawid Ławniczak, któremu miejsce w gronie najlepszych po prostu się należy, podobnie jak golkiperowi Lecha, Mikołajowi Nawrowskiemu. Skoro o bramkarzach mowa, to w szeregach Bayernu kształtuje się nowy Manuel Neuer. Benjamin Ballis skutecznie ratował swój zespół przed stratą bramki w finale, a pod koniec meczu sam przypieczętował zwycięstwo strzałem z pola karnego.

c_960x585_8c58552a7b9b48db83a8a822c6b85de41480859664

Mika Godts – odpowiednik Łukasza Teodorczyka w zespole do lat 12

Siedząc pośród innych dziennikarzy, kilka miejsc dalej wypatrzyłem Rafała Ulatowskiego, obecnie szefa szkolenia w Akademii Lecha, z którym miałem przyjemność chwilę porozmawiać, oczywiście na temat turnieju.

***

Dostrzegł Pan jakieś wybitne talenty wśród uczestników Lech Cup?

W każdym zespole zauważyłem perełki, choć zdecydowanie najwięcej indywidualności miał Anderlecht. Również w Lechu są wyróżniający się zawodnicy, którzy niczym nie odstają od rówieśników z zagranicy.

Czy zwycięzca był na tym turnieju najlepszy?

Skoro Bayern wczoraj został ograny przez Anderlecht, a dziś sam go dwukrotnie pokonał, to chyba nie można mieć innej opinii. Taki obrót spraw nie jest przypadkiem.

Dlaczego nie powiodło się Lechowi?

Nasi zawodnicy wcale nie rozegrali słabych zawodów i nie mają powodów do wstydu. Tym, co zadecydowało o finalnej pozycji małych lechitów, była zbyt mała liczba pojedynków jeden na jeden. Tego zabrakło u nas, a dobrze funkcjonowało np. w zespole z Belgii. Takie turnieje są bardzo przydatne, bo pokazują naszym juniorom, że jest jeszcze nad czym pracować.

***

To był dobrze spędzony weekend i już czekam na kolejną odsłonę jednego z największych tego typu wydarzeń w tej części Europy. Jeszcze raz apeluję, zapamiętajcie te nazwiska, bo kto wie, jak potoczą się ich losy. Przyjemnie będzie za jakiś czas obejrzeć mecz z ich udziałem i wspomnieć przy okazji zmagania w poznańskiej Arenie, kiedy jeszcze wielką piłkę mieli co najwyżej w strefie marzeń.

FOT. Lech Poznań