Dzień, w którym Ronaldinho zahipnotyzował Santiago Bernabeu

Przemijanie jest czymś wpisanym w nasze życie. Z roku na rok wydaje nam się, że czas płynie coraz szybciej, a są sfery, w których jest to znacznie wyraźniej odczuwalne. Jedną z nich jest piłka nożna. Jej dynamizm, zmienność oraz stosunkowo krótki czas karier zawodników sprawiają, że często z niedowierzaniem zadajemy sobie pytanie: „To już tyle lat?!”. Nie inaczej jest w rocznicę wydarzenia, którego nie da się zapomnieć – Ronaldinho dostający owację na stojąco od madryckich kibiców po dobiciu ich ukochanej drużyny, w ich piłkarskiej świątyni. 19.11.2005. Tak, to już 12 lat…

Tego dnia Barcelona – urzędujący wtedy mistrz Hiszpanii – udała się na Santiago Bernabeu, by zmierzyć się z drużyną „Galacticos”. Nie trzeba mówić, jakie nastroje panowały w obu szatniach, co było stawką i komu bardziej zależało na zwycięstwie. El Clasico rządzi się swoimi prawami i zawsze elektryzuje wszystkich, z piłkarzami na czele. Jednak to, co wydarzyło się później, chyba nie przyśniłoby się nikomu w najśmielszych snach.

W początkowej fazie spotkania Samuel Eto’o po akcji pewnego 18-letniego Argentyńczyka wyprowadził na prowadzenie Barcelonę, która spokojnie kontrolowała spotkanie. Tego dnia istniała tylko jedna drużyna, a pokaz siły i dominacji miał dopiero nadejść. Jak się zapewne domyślacie, za sprawą wiecznie uśmiechniętego chłopaka z Porto Alegre…

„Magiczne akty” to być może nieszczególnie fortunne określenie, jednak tak trzeba nazwać dwie akcje brazylijskiego czarodzieja. Pierwszy z nich nadszedł w 59. minucie. Ronaldinho po otrzymaniu piłki od Deco na środku boiska pognał z nią w kierunku bramki Realu. Na jego przeszkodzie stanęli Sergio Ramos, który przy subtelnym balansie ciała Brazylijczyka mógł się tylko położyć, oraz Ivan Helguera, minięty jak treningowa tyczka.

– Kiedy Ronaldinho strzelił tego gola, przy którym odciął się od wszystkich – nawet kolegów z drużyny – stałem tylko z niedowierzaniem, patrząc w bok i myśląc sobie – „Ale… co się dzieje?” – To było niewiarygodne. – skomentował wyczyn kolegi Samuel Eto’o na antenie Barca TV.

Trochę inaczej zapamiętał to Ronaldinho: – Miałem proste cele, po prostu uciekałem z piłką i w końcu miałem szczęście trafić obok Casillasa. Mimo skromnej opinii, brazylijska legenda doceniła wagę spotkania, które stało się jednym z bardziej pamiętnych klasyków ostatnich lat. – Ten dzień na Bernabeu był pięknym doświadczeniem. To był świetny mecz, nie tylko z mojej strony, ale całego zespołu. Graliśmy naprawdę dobrze i pamiętam cały ten mecz.

Drugi gol Ronaldinho to niemal kopia trafienia na 2:0 – 78. minuta, rajd lewą stroną, minięcie Ramosa niczym zagubionego juniora i pewny strzał obok bezradnego Casillasa, mówiącego do siebie pod nosem z niedowierzaniem i złością, „chyba śnię…”. Właśnie wtedy zobaczyliśmy to: wąsatego mężczyznę z szalikiem „Królewskich”, wstającego i bijącego brawa dla brazylijskiego magika. Santiago Bernabeu niczym zahipnotyzowane grą 25-latka, uhonorowało go owacją na stojąco. A to wszystko w momencie, kiedy drużyna odwiecznego rywala dobiła Real na jego własnym obiekcie…

Jak się okazało, bohater nie wiedział nawet, co działo się na trybunach. – Nie, nie zdawałem sobie sprawy w tamtej chwili. Przypomniałem sobie, kiedy w szatni wszyscy mi o tym mówili, i poszedłem sprawdzić to w telewizji. Z powodu radości po golu i jego celebracji, nie zauważyłem owacji na stojąco. To coś wyjątkowego. Tylko nieliczni mieli tę radość z bycia docenionym przez fanów rywala w spotkaniu derbowym.

Również nieliczni – ale piłkarze – podczas gry okazują taką radość. Słynny uśmiech Ronaldinho pamiętają chyba wszyscy – bawienie się tym, co się kocha, i to w takim stylu… Przed nami było wielu świetnych piłkarzy, są teraz, będą i kiedyś. Jednak rzadko zdarzają się tacy, których zastąpić się po prostu nie da. „Gaucho” taki był – jedyny w swoim rodzaju i absolutnie niepodrabialny.

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO
+ bonus od depozytu do kwoty 400 zł

Komentarze

komentarzy