Kariera Paula Pogby to jak na razie rollercoaster. Od niechcianego młodzika w United, przez jednego z najbardziej obiecujących młodych pomocników na świecie, następnie najdroższego piłkarza świata, po tytuł mistrza świata, poprzedzony byciem jednym z największych rozczarowań w klubie. Dużo tego.
Dobrze wiemy, że „ojcem” takiego stanu rzeczy mógł być Mourinho, liczymy więc, że z innym trenerem kariera Francuza w końcu będzie układała się tak, jak powinna. Pamiętamy przecież, jak fenomenalnie odżył po odejściu Portugalczyka, notując seryjnie trafienia i asysty. Pogba w formie jest filarem Manchesteru United, jest nim także w kadrze. Jednak… gdzie presja jest większa?
Mogłoby się wydawać, że wielkie mecze w reprezentacji to największy ciężar do udźwignięcia w piłce. Patrzy na ciebie cały twój naród, cała ojczyzna, oczekując zwycięstwa. Brzmi jak dodatkowe ciężary. Inaczej uważa właśnie Paul Pogba, który porównał dwa mecze o dość innej wadze.
Rewanż z PSG w Lidze Mistrzów, która jest co roku, czy finał mistrzostw świata – mecz o coś, czego Francja nie miała od dwóch dekad? Odpowiedź jest dość nietypowa, ale zawodnik „Czerwonych Diabłów” zdaje sobie z tego sprawę. – To trochę dziwne, ale większą presją było wygranie w rewanżu z PSG, niż w finale mistrzostw świata. Rzut karny Rashforda… Byłem zestresowany, byłem obłąkany! – wyznał Pogba.
Dziwnie brzmi to z ust kogoś, kto obu spotkań doświadczył z bliska, na własnej skórze. Mimo wszystko większość osób uważa podobnie. Piłka reprezentacyjna generuje duże emocje głównie na wielkich turniejach. Eliminacje? Ligi Narodów? To można raczej przemilczeć… Piłka klubowa ma ogromną przewagę i trudno wyobrazić sobie, by kiedykolwiek miało się to zmienić.