Jak skończyć karierę kabaretu? Jak kibicuje przeciętny Francuz? Dlaczego zatęskniliśmy za Mączyńskim? Co wspólnego ma Russel Crowe z polską kadrą? Dlaczego kibice płakali przed meczem z Ukrainą? Odpowiedzi na te i inne pytania poznacie czytając felieton Kajetana Jantosza.
Niespełna dwa tygodnie Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej we Francji za nami, a pozytywnych emocji wśród polskich kibiców więcej niż przez całą ostatnią dekadę. Mimo że nasi napastnicy nie grzeszą skutecznością, jesteśmy optymistycznie nastawieni przed kolejną fazą turnieju. Zresztą to właśnie niemoc strzelecka naszych orłów pozwoliła znaleźć się nam z pozoru w łatwiejszej części turniejowej drabinki, gdzie czeka nas autostrada do finału zakładając, że szczęście nas nie opuści, a to ponoć sprzyja lepszym. Polacy wreszcie uwierzyli w sukces, który zmienia postrzeganie polskich piłkarzy w naszym kraju. Zastanawiam się tylko, z czego będą drwić idące ku schyłkowi kabarety, jeśli jedni z głównych celów wreszcie zamkną im usta? Rzekłbym z sejmu, ale parodia komedii chyba ma sensu.
Francja arogancja
Trójkolorowi to naród z rozległymi tradycjami piłkarskimi, a sama Francja to ponoć kraj miłości. Jednak nie wszyscy zakochali się w klimacie tegorocznych mistrzostw. Obojętność jest na porządku dziennym, czy to w barach, czy nawet w okolicach stref kibica. Mecz Francji z naszym najbliższym rywalem – Szwajcarią oglądałem w typowej francuskiej knajpce w towarzystwie zaledwie kilku francuskich fanów. Obserwując ich spokój, zrozumiałem, jak bardzo normalny jest dla nich każdy mecz reprezentacji na dużej imprezie. Głód sukcesu polskich kibiców przekłada się na piłkarski szał, na co fani z zachodu spoglądają często z politowaniem. Innego dnia natomiast miałem przyjemność oglądania meczu Anglii ze Słowacją. Z jednej strony stolik angielskich kibiców, których zdefiniowałbym jako strefa piknikowa. Na próżno próbowałem dostrzec kart na ich stole, bynajmniej nie tych z menu, a tych do gier. Widocznie miny „poker face” to nieodłączny atrybut Anglików podczas oglądania meczu. Jednak z dwojga złego wolę taki typ kibica, niż ten depczący polską flagę… Natomiast po drugiej stronie baru umiejscowieni byli niesamowici kibice węgierscy wspomagający Słowację. Ich pasja, miłość do piłki i unoszący się w powietrzu kibicowski ferwor pozwolił mi wreszcie poczuć się jak w Poznaniu w 2012 roku. Ich model kibicowania jest bardzo zbliżony do tego znanego z naszego podwórka. Szybko znalazłem z nimi wspólny język. Jak to mówią – Polak, Węgier dwa bratanki… Jednak nie wszystkim spodobały się liczne przyśpiewki Madziarów, jedna z Angielek wybrała się na mecz ze swoją pociechą, co nie przeszkodziło Węgrom śpiewać kołysanki w języku Szekspira! Mimo to, personel próbował uciszyć świetnie bawiących się Węgrów, komedia…
Mecz o honor Ukrainy
O samym meczu Polska – Ukraina powiedziano już tak wiele, że ciężko napisać coś odkrywczego w tym temacie. To był zdecydowanie najsłabszy mecz biało-czerwonych na tych mistrzostwach. Duet naszych napastników już w pierwszej połowie mógł ucieszyć polskich kibiców, a uciszyć nieliczną, choć chwilami naprawdę głośną grupę ukraińskich fanów. Mecz nie zachwycał tempem gry, a miejscami dawaliśmy za duże pole do popisu Ukraińcom. Wysyłany już przez niektórych do Barcelony Michał Pazdan utrzymał swój turniejowy poziom i kilka razy uchronił nas przed stratą bramki. W wielu sytuacjach dopisało nam szczęście, bez którego w dzisiejszej piłce nie ma na co liczyć. Swojej szansy zdecydowanie nie wykorzystał Piotr Zieliński, który po wyborze do jedenastki sezonu Serie A, był w oczach wielu pewnym kandydatem do pierwszej jedenastki polskiej reprezentacji. Jednak Nawałka, urodzony strateg, mimo krytyki zawzięcie stawiał na Krzysztofa Mączyńskiego, za którym zapewne wielu zatęskniło widząc niepewność Zielińskiego w meczu z Ukrainą. Wierzę jednak w możliwości piłkarza, którego sam Jürgen Klopp widzi w swojej ekipie. Jeszcze nas zaskoczy, zobaczycie. Bohaterem meczu z pewnością został ex kapitan Kuba Błaszczykowski. Wszedł, uderzył i pozamiatał po bałaganie Zielińskiego. Legenda. Nawet jeśli nie idzie, zdobywamy trzy punkty. Po tym poznaje się klasową drużynę. Jesteśmy w 1/8 mistrzostw Europy.
Arena gladiatorów
Ten malowniczy stadion zwany Stade Velodrome należał tego dnia do polskiej husarii. Już na początku meczu trybuna za polską bramką prowadziła zorganizowany doping przez jednego z kibiców, co wyraźnie nie spodobało się francuskim służbom bezpieczeństwa. Polacy znani są na całym świecie jako jedni z najlepszych kibiców, tylko te przyśpiewki… Mamy ich stanowczo za mało. Nasz ubogi repertuar kończy się już po kilkunastu minutach gry, gdy „Polska biało czerwoni”, „My chcemy gola”, czy „Kto nie skacze z Ukrainy” zostaną zaśpiewane. Dlatego też zazdroszczę kibicom z Irlandii, którzy tak świetnie czuli się w Poznaniu cztery lata temu. Gama ich przyśpiewek jest nieskończona, podobnie jak nasze oczekiwania wobec kadry Adama Nawałki. Zachwytów nad naszą kadrą nie ma końca, nawet wśród „celebrytów”. Russel Crowe, znany z roli Maximusa w „Gladiatorze” nie szczędził pochwał naszej reprezentacji na twitterze. Kto lepiej zmotywuje do walki ze Szwajcarią od samego gladiatora?
Płakać nad rozlanym gazem
Przemarsz polskich kibiców w obronie europejskiej kultury przed meczem przyniósł nieoczekiwane skutki. Armatki wodne, pałki teleskopowe, czy gaz łzawiący to tylko z niektórych „atrakcji” zapewnionych przez francuską policję. Widok płaczących rodaków, płonące śmietniki i nieustępliwe kichanie spowodowane gazem zdecydowanie zepsuło klimat meczu. Mogło się wydawać, że Marsylia nie była przygotowana na tak liczną grupę polskich kibiców, co ciężko wytłumaczyć. Zamiast załagodzić, policja spotęgowała całą sytuację. Wrzuciła wszystkich do jednego worka, worka chuliganów wystawiając sobie nie najlepszą opinię. Właśnie dlatego polskie mistrzostwa były lepiej zorganizowane. Jeśli nie najlepiej, sugerując się zdaniem kibiców, piłkarzy, władz UEFA, a przede wszystkim własnym.
***
Na koniec chciałbym przekornie przestrzec przed hurraoptymizmem, który mnie również pochłonął. Na ten moment, jesteśmy w gronie szesnastu najlepszych drużyn w Europie, czyli dokładnie tam, gdzie byliśmy w czerwcu 2012 roku. Reforma polegająca na zwiększeniu ilości drużyn urozmaiciła przebieg tegorocznego turnieju, ale mam wrażenie, że i poziom pozytywnie nas zaskoczył. Z ruskimi małymi wyjątkami, wszystkie zespoły prezentują wysoki poziom, gdzie każdy ma równe szanse, czego najlepszym dowodem są niespodziewane wyniki. Szwajcarzy to piłkarsko zbliżony poziom do naszego, zadecydują formy gwiazd, które w pojedynkę mogą wygrać mecz. Szkoda tylko, że prawdziwych Szwajcarów ciężko szukać w reprezentacji pod dowództwem Vladimira Petkovića. Więcej w niej prawdziwych Albańczyków, niż w gangu Albanii… Jedno jest pewne, jeśli Szwajcaria zaprezentuje podobny poziom jak w pierwszym meczu fazy grupowej, kiedy to ich obrona była dziurawa niczym szwajcarski ser i koszulki w meczu z Francją, będziemy świętować awans do ćwierćfinału. Do tego jesteśmy jedną z dwóch drużyn obok Niemców, która nie straciła jeszcze w tym turnieju bramki. I tego się trzymajmy.