Kiedy po letnich perturbacjach w Realu Madryt i próbach „wypchnięcia” Bale’a Walijczyk ostatecznie pozostał na Santiago Bernabeu, przez krótką chwilę wydawało się, że los dał tej dwójce drugą szansę. 30-latek był jednym z najlepszych zawodników „Królewskich” i można było mieć nadzieję, że będzie to oznaczało nowy początek. Czas pokazał, jak złudne były te nadzieje…
Gareth Bale już jakiś czas temu dał do zrozumienia, że nie zapomniał o tym, jak traktowano go latem. Prezentował się dobrze, ale niczym słoń (które jak wiadomo nie zapominają) wciąż żywił urazę do swojego pracodawcy. Z tygodnia na tydzień atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, także ze względu na to, iż od połowy października kontuzjowany Bale znów nie mógł grać i niejako „zamykać” ust krytyków boiskowymi popisami.
Apogeum nastąpiło na niedawnej przerwie reprezentacyjnej. Walijczyk po wywalczeniu awansu na przyszłoroczne Euro, w pierwszym rzędzie cieszył się z kultową już flagą z napisem „Wales. Golf. Madrid. In that order”. Można było się domyślić, że to ostatecznie przekreśli relację zawodnika z kibicami „Los Blancos” i tak też się stało.
Gareth Bale w sobotnim starciu z Realem Sociedad (3:1) pojawił się na murawie Santiago Bernabeu w 67. minucie. Poza tym, że na trybunach można było dostrzec m.in. flagę z napisem „Rodrygo. Vini. Lucas. Bale. In that Order”, fani Realu przywitali swojego zawodnika solidną porcją buczenia i gwizdów.
Así recibió el Bernabéu a Bale. #LaCasaDelFútbol pic.twitter.com/7GG2bhhF0h
— Fútbol en Movistar+ (@MovistarFutbol) November 23, 2019
Podobne reakcje miały miejsce przy każdym kontakcie Walijczyka z futbolówką. Powiedzieć, że to niecodzienna i dziwna sytuacja, to nie powiedzieć nic. Tym bardziej, że większość rzeczy, za które Bale brał się po wejściu na murawę, po prostu wychodziła mu bardzo dobrze. Dołączając do tego wspomniane gwizdy od własnych kibiców, nic dziwnego, że pojawiły się opinie, że ci wyglądali po prostu… głupio.
Klasą wykazał się chociaż Zinedine Zidane, który jak na legendę klubu przystało, nieco zganił tych, którzy dali w sobotę swój „popis”. – Mam nadzieję, że to one będzie się powtarzać w dalszej części sezonu. Chcemy, by fani byli z nami od początku do końca, ale nie możemy tego kontrolować. Fani mają prawo robić to, co chcą, ale proszę ich, by oklaskiwali wszystkich.
Być może Bale nie zawsze był przykładem pracowitości i solidności, ale nie zasłużył sobie na to, by nagle być w Realu wrogiem numer jeden. Kiedy pojawia się na placu gry daje z siebie wszystko, a to przecież jego latem klub potraktował w sposób, który może być mu trudno zapomnieć. Na linii Bale – Real Madryt miłości już raczej nie będzie, jednak ten poziom wymaga przynajmniej tolerancji i szacunku.