Fatalna Chelsea, odrodzenie Manchesteru United i kosmiczny Liverpool. Boxing Day nie zawiódł

Premier League także w tym roku nie zawiodła swoich fanów w Boxing Day. Sporo bramek, emocje i sensacyjne rezultaty. Sympatycy angielskiej piłki cały rok czekali właśnie na ten dzień, aby dostać swój spóźniony prezent. 

Dzisiejsze zmagania rozpoczęliśmy w Londynie. Tottenham chciał zmazać plamę po porażce z Chelsea i ponownie udowodnić, że nadal walczy o TOP4. Jeśli pierwsza połowa miała być pewnego rodzaju odpowiedzią, to raczej nie wyszła ona najlepiej. Podopieczni Mourinho na przerwę schodzili przegrywając i dopiero w drugiej połowie wykazali większą determinacje. Przede wszystkim pomogła im szybko strzelona bramka przez Kane’a, a dzieła dopełnił Dele Alli. Anglik od momentu zatrudnienia Portugalczyka jest w wybitnej formie, choć po spotkaniu z „The Blues” na jego barki zleciało sporo krytycznych słów. Dla Brighton to z kolei kolejny niekorzystny wynik, ale należy wziąć pod uwagę, że Potter nieco zmodyfikował swój skład i liczy na trzy punkty przede wszystkim w starciu przeciwko Bournemouth. Ten mecz jednak pokazał, że ze stadionu „Spurs” można było wycisnąć więcej.

Kolejny powód do świętowania dla kibiców „Kogutów” sprawili piłkarze Chelsea. Strata punktów z Southampton to już piąta przegrana ekipy Franka Lamparda w siedmiu ostatnich ligowych meczach. Można powiedzieć, że poprzednia kolejka nieco zakłamała obraz panujący obecnie przy Stamford Bridge. Najbardziej angielskiego trenera musi martwić jedna statystyka. Otóż jego drużyna siedem razy w tym sezonie w trakcie spotkania przegrywała i za każdym razem nie potrafiła wywieźć z takiego meczu chociażby punktu. Źle się dzieje przy Stamford Bridge, a od listopada nie widać żadnego progresu.

W debiucie nie powiodło się Mikelowi Artecie. Hiszpan na początek dostał być może najłatwiejszego rywala w lidze, biorąc pod uwagę obecną formę, ale to nie pozwoliło na zdobycie trzech punktów. „Wisienki” przed tym meczem oddali zaledwie dwa strzały celne w trzech ostatnich spotkaniach, lecz dziś udało im się poprawić te statystyki. Bramka Gosslinga (dwa tygodnie temu pokonał także bramkarza Chelsea) pozwoliła jednak tylko na remis, ponieważ po przerwie wyrównał Aubameyang. Nieco lepiej poszło Carlo Ancelottiemu. Everton wygrał z Burnley i kontynuuje passę bez porażki w Premier League od momentu zwolnienia Marco Silvy. Dla Włocha to z pewnością obiecujący prognostyk na dalszą część sezonu.

Ważne trzy punkty zdobyła także Aston Villa. Znowu kapitalne 90 minut rozegrał Jack Grealish, a gospodarzy uratował dodatkowo Tom Heaton swoimi kapitalnymi interwencjami. „The Villans” po czterech porażkach w lidze z rzędu być może nie poprawili swojego miejsca w tabeli, ale ich strata do zajmującego 17. pozycje West Hamu radykalnie zmalała. Z kolei Norwich nadal traci do „Młotów” aż siedem punktów i widmo spadku zagląda ich coraz mocniej w oczy.

Co słychać u Roya Hodgsona? Crystal Palace odniosło planowane zwycięstwo ze wspomnianymi podopiecznymi Pellegriniego. Bramką (i to jaką!) oraz asystą popisał się Jordan Ayew. Fanom Premier League przypomniał się Connor Wickham, który kilka lat temu w barwach Sunderlandu napsuł sporo krwi niektórym obrońcom angielskiej ekstraklasy.

Wprost przeciwnie do Chelsea na pierwszą straconą bramkę zareagował Manchester United. Po trafieniu Matta Longstaffa fani „Czerwonych Diabłów” wyobrażali sobie, że czeka ich podobne spotkanie jak te sprzed kilku dni z Watfordem. Błąd Martina Dubravki oraz gole Greenwooda oraz Rashforda zamknęły mecz na Old Trafford. Podopieczni Steve’a Bruce’a popisali się kilkoma niedokładnościami w obronie, które zostały surowo wykorzystane przez ich rywali. Wynik na 4: ustalił Martial, dla którego było to dziś już drugie trafienie.

Cały dzień czekaliśmy jednak na ostatni akord tego dnia. Potyczka pomiędzy Leicester i Liverpoolem miała odpowiedzieć nam na pytanie czy aktualnego lidera Premier League da się jakkolwiek pokonać w tym sezonie. Warunki do tego były idealne, ponieważ podopieczni Kloppa kilka dni temu rozgrywali finał klubowego mundialu w Katarze. Te marzenia dość szybko rozwiał Alexander-Arnold popisując się dwiema asystami do Firmino. Dla Anglika było to już dziewiąte i dziesiąte ostatnie podanie w tym sezonie. „The Reds” przyjechali na King Power Stadium jak po swoje i równie dobrze po pierwszych 45 minutach mogli prowadzić czterema czy pięcioma bramkami. Ostatecznie udało im się tego dokonać w drugiej odsłonie, gdzie prawdopodobni nowi mistrzowie Anglii rozbili gospodarzy 0:4.

Idealnie ten mecz podsumował Andrzej Twarowski. Wyglądał to jak mecz na PlayStation, z tą różnicą, że Brendan Rodgers otrzymał konsolę dwa dni temu, a Juergen Klopp na poprzednią gwiazdkę. Bolesne nie tylko dla Leicester, ale także dla pozostałych 18 drużyn ligowych.

Komentarze

komentarzy