Finał rozczarowań. Mecz, po którym nie da się nie czuć żalu

Tygodnie oczekiwań, dziesiątki poznanych statystyk i przewidywań, porównywanie zawodników w każdym calu, symulowanie przebiegu zdarzeń… Mecze takiej rangi, jak ten dzisiejszy, zdarzają się maksymalnie dwa-trzy razy w roku. Kiedy do rozpoczęcia zostaje kilka godzin, czas dłuży się niemiłosiernie, adrenalina uderza, serce bije szybciej. Potem człowiek w końcu siada w fotelu, spadający kapsel robi „tsss” i… no właśnie.

Mecz był… kijowy. To najlepsze podsumowanie tego co widzieliśmy, bo raczej nie można spotkania w Kijowie nazwać kapitalną, szybką, dobrą piłką. Według niektórych wielkie granie skończyło się w momencie, w którym usłyszeliśmy pierwszy gwizdek, jednak nie było aż tak źle. Finałowy nastrój skończył się pół godziny później.

Są zawodnicy, których można kochać, lubić, tolerować… Są też tacy, których się nie znosi. Sergio Ramos jest jednocześnie po obu stronach barykady, jednak dziś przybyło mu duże grono wściekłych, smutnych i zawiedzionych fanów. Boiskowy klincz, którego Hiszpan był uczestnikiem, spowodował kontuzję jednego z obecnie najlepszych piłkarzy na świecie. Wina? – Salah łapał pierwszy, ale w bezpiecznej fazie akcji. W momencie upadania Ramos nie odpuścił i tym razem to on kurczowo trzymał się ręki Egipcjanina. W efekcie zawodnik, który jest dla Liverpoolu tym, kim Messi dla Barcelony, musiał opuścić kolegów.

Siadły morale, siadła też gra. Ostatni kwadrans pierwszej połowy to obraz Liverpoolu, podnoszącego się niezdarnie po ciosie a’la Mike Tyson. Udało się, ale potem było… wszyscy wiemy co. Patrząc na całość przez pryzmat błędów, które popełnił Karius, lepiej, że mecz już wtedy nie był emocjonujący, a Liverpool nie był bliski zadania ciosu. Z Salahem na murawie tworzącym kolejne okazje, „wielbłąd” taki jak przy pierwszym golu byłby jak harakiri. W tamtym momencie gol Benzemy potwornie zabolał fanów „The Reds”, ale nie tak bardzo, jak mógłby z Egipcjaninem na placu gry. Ostatecznie Niemiec zamknął mecz kolejną katastrofalną interwencją, ale nie zagłębiajmy się w to.  Zagłębmy się w 40 sekund, które pokażą nam, że nie warto się nad bramkarzem przesadnie pastwić.

Piłkarze to nie roboty, a na miejscu Kariusa każdy – nawet największy twardziel – położyłby się w łóżku i wył do rana, pod koniec płacząc „na sucho”, z powodu wykorzystania zapasu łez. Właśnie tak najprawdopodobniej noc po finale spędził Niemiec. Przykre, że niedyspozycja jednej osoby przekreśla trudy całej drużyny, ale na tym polegają sporty zespołowe. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Liverpool, mimo pewności siebie i zdobytego respektu, okazał się drużyną słabszą. Pechowo stracił Oxlade-Chamberlaina, pechowo stracił Salaha, pechowo nie ma w bramce odpowiedniego fachowca. „The Reds” bez Salaha to jak Barcelona bez Messiego – zagubieni, niepewni, poddenerwowani. Po drugiej stronie Real, w którym zmiennik potrafi zdobyć być może najpiękniejszą bramkę w historii finałów LM, dobić rywala i zrobić kilka solowych akcji.

Tegoroczny finał Ligi Mistrzów nie dał nam walki w akcji za akcję, nie dał nam wielu sytuacji bramkowych, nie dał nam fajerwerków (poza Balem). Dał nam jednak łzy Salaha i Carvajala, wściekłość na Ramosa, bezsilność po błędach Kariusa… Po takich meczach człowiek nie myśli sobie: „no, kawał meczu, o to chodzi, można iść spać”. Człowiek siada, czuje bezsilność, zaczyna rytuał gdybania… Poza fanami Realu oczywiście. W końcu dla kibiców zwycięskiej drużyny koniec końców liczy się tylko wzniesiony do góry puchar. Nie styl, nie liczba okazji. Za kilka dni napięcie opadnie, mamy zatem nadzieje, że przyniosą dobre informacje nt. Salaha i Carvajala. Mundial, w szczególności bez tego pierwszego, byłby tragedią dla całego piłkarskiego świata, ale przede wszystkim dla niego samego. Potraficie sobie to wyobrazić? Walczycie o Złotą Piłkę, a nagle tracicie finał Ligi Mistrzów i mundial… Ja nawet nie chce próbować, bo wiedząc, że piłkarz to też człowiek, robi się chłopaka cholernie żal…

Kliknij i odbierz zakład bez ryzyka 120 zł + 10 zł na START + 400 zł od depozytu!

Komentarze

komentarzy