Unai Emery po szlifach w ojczyźnie (i roku w Rosji), sukcesach z Sevillą i wyrobieniu sobie marki, dojrzał do tego, by spróbować szczęścia za granicą. Pierwsze wyzwanie było duże, bo PSG mierzyło w szczyt Europy.
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
Emery dokonał we Francji tego, co większość trenerów PSG. Na krajowym podwórku wygrał każde trofeum (choć w pierwszym roku mistrzostwa ustąpił Monaco) i rozczarował w Europie. Jego pobyt we Francji nie należał do szczególnie udanych i już po dwóch latach Hiszpana postanowiono zastąpić Thomasem Tuchelem.
Dlaczego tak wyszło? Poza trudną charakterologicznie i mentalnie szatnią, nie pomogła także francuska mentalność. Ze wcześniejszych opowiadań choćby Ibrahimovicia wiemy, że we Francji nie ma kultu pracy. Zawodnicy na treningach nie pracują tak, jak w innych ligach. To jednak nie wszystko.
„Naj, naj, naj”
Kto był kiedykolwiek we Francji ten wie, że trudno spotkać tam kogoś mówiącego np. po angielsku. Francuzi są bardzo zapatrzeni w siebie, a „ichniejsze” rzeczy z założenia są lepsze, niż te obce. Przekonał się o tym właśnie Unai Emery, który wspomina, że próbując komunikować się w języku francuskim, ludzie sarkastycznie wyśmiewali się z jego prób i wysiłków. Kontrast? W Anglii wygląda to już zupełnie inaczej: – Tu, w Arsenalu, mówię łamanym angielskim, ale wszystko co słyszę to słowa uznania, że się staram i próbuję mówić.
To niby prosta rzecz, jednak mówiąca wiele o mentalności obu krajów. Mimo że Brytyjczycy do świętych nie należą, uczą się dostosowywać do „inności” i większej tolerancji, przynajmniej w przypadku tych bardziej znanych osób. To by potwierdzało także wcześniejsze doniesienia o tym, że Hateem Ben Arfa żartował z francuskiego Emery’ego praktycznie na kazdej sesji treningowej.
Francja wciąż nie dojrzała do tego, by nie traktować innych z góry i doceniać dobre intencje. W połączeniu z wcześniej wspomnianym zjawiskiem trudno się spodziewać, by Ligue 1 nagle zaczęła piąć się poziomem w górę…