Setki drobnych przestępstw. Tysiące ludzkich istnień na sumieniu. Wysadzenie samolotu z ponad setką ludzi, wysadzenie gmachu Sądu Najwyższego. A przy tym wszystkim futbol. Zamiłowanie? Pasja? Przede wszystkim narzędzie. Pragmatyczne podejście do piłki nożnej, które przyniosło wiele dobrego, ale jeszcze więcej złego. Pablo Emilio Escobar Gaviria – narkotykowy baron, morderca, ale i futbolowy działacz.
Urodzony w 1949 roku, syn farmera i nauczycielki. Wraz z bratem wychowywani przez babcię na przedmieściach Medellin, drugiego największego miasta w Kolumbii. Pablo Escobar nie był pospolitym głupkiem. Głupek nie byłby w stanie zbudować prawdziwego imperium i toczyć walkę z rządem własnego kraju, a także grać w kotka i myszkę z najpotężniejszym państwem na świecie – USA. Escobar studiował nawet nauki polityczne, jednak nie chcąc dłużej opłacać czesnego, zrezygnował. Żądza pieniądza, a także pewne cechy osobowości pozwoliły mu stać się prawdziwym przestępcą, mającym realny, acz rzecz jasna nielegalny wpływ na sytuację w kraju.
Jeszcze przed trzydziestymi urodzinami Escobar stał się multimilionerem. Szef kartelu z Medellin kontrolował 80% światowego handlu kokainą. W latach swojej świetności przewoził do Stanów Zjednoczonych 70 ton kokainy miesięcznie. Tytan wśród baronów narkotykowych. Powiedzieć, że był bogaty, to nic nie powiedzieć. Miał tak ogromną ilość pieniędzy, że sporą sumę najzwyczajniej w świecie zjadały szczury. Gotówka nie brała się jednak znikąd. Ulice Kolumbii zalane były krwią, a w żyłach tych, którzy jeszcze żyli, płynęła kokaina. Escobar widział tylko dwa sposoby negocjacji – przekupstwo albo śmierć.
Pablo był niezmiernie prostym człowiekiem: błyskotliwy i uprzejmy, ale i porywczy i skory do przemocy.
W czasach, gdy każdy wschód słońca dla mieszkańców Kolumbii oznaczał kilkunastogodzinne obawy o przeżycie kolejnego dnia, ukojenie przynosił futbol. Amatorskie turnieje organizowane w slumsach były ucieczką od brutalnej rzeczywistości. Obojętnie obok tego nie mógł przejść człowiek, który był siódmym najbogatszym człowiekiem świata według Forbesa. Pablo Escobar był fanem futbolu, ale i znał siłę jego oddziaływania na społeczeństwo. W dodatku klub piłkarski był idealnym miejscem, by móc „wyprać” jakiś drobny procent z obrzydliwie dużej sumy gotówki, jaką zarobił na handlu kokainą.
Wielu utalentowanych kolumbijskich piłkarzy kształtowało się na boiskach Escobara. Zapraszał najlepszych na swoje rancza, by rozgrywali mecze pokazowe, dostarczając baronom nielada rozrywki. Ci zaś zakładali się o wynik spotkania, stawiając miliony. Rozrywka rozrywką, ale… let’s talk about business. Chcąc nie tylko dobrze się bawić, ale i mieć możliwość zalegalizowania zbrukanych krwią pieniędzy, Don Pablo zaczął inwestować w lokalny klub – Atletico Nacional. Mając do dyspozycji niezliczoną ilość gotówki, klub mógł zatrudniać najlepszych trenerów i piłkarzy. W 1989r. klub z Medellin triumfował w Copa Libertadores, mając w składzie między innymi Andresa Escobara (zbierzność nazwisk przypadkowa), czy bramkarza Higuitę, który słynie przede wszystkim z akrobatycznej interwencji w meczu Kolumbia – Anglia.
Potęga El Pablito była niezmierzona. Jego macki sięgały nawet kolumbijskich władz. By uciszyć krytykującego go kandydata na prezydenta, wysadził w powietrze samolot, w którym zginęło 110 niewinnych ludzi. Luis Carlon Galan, kandydujący na urząd prezydenta, wbrew informacjom narkotykowego barona, nie leciał tym samolotem. Było to jednak przeciągnięcie egzekucji w czasie. Niewiele później Galan został zabity przez Popeya z polecenia, a jakże, Escobara. Don Pablo musiał za to beknąć, i tak też się stało, jednak oczywiście na własnych zasadach. Łaskawie zgodził się odbyć karę pozbawienia wolności, jednak w zbudowanym na własne życzenie więzieniu. Kurort, jaki sobie zbudował, a który rzekomo był więzieniem, stał się nowym centrum dowodzenia. Nie brakowało w nim piłkarskiego boiska. Escobar zapraszał do siebie zawodników, organizował mecze, kpiąc sobie przy tym z władz. Dziś w tym samym miejscu, gdzie niegdyś zbudował sobie więzienie, stoi… budynek dla zakonu benedyktynów.
Pablo dla wielu ludzi był niemal świętym, a dla innych demonem.
Piłka nożna stała się miejscem, w którym nie tylko prano brudne pieniądze. Baroni chcieli mieć wpływ także na wyniki. Kontrolowali niemal wszystko. Od przemocy i korupcji nie było już ucieczki. Alvaro Ortega, sędzia piłkarski. Jego decyzje kosztowały go życie, gdyż wynik spotkania oznaczał, iż jeden z baronów stracił na zakładach sporo gotówki. Armando Perez, sędzia piłkarski. Uprowadzony na 24 godziny przed meczem. Przekonany, iż „niewłaściwe” decyzje skończą się dla niego śmiercią.
Piłka nożna w Kolumbii jeszcze długo była naznaczona kokainą. Niezwykle utalentowana kadra miała olbrzymiego pecha, wszak przyszło jej grać w czasach, kiedy piłką rządzili ludzie przemocy. Wciąż zastraszani, mając splątane nogi, nie byli w stanie osiągnąć sukcesu na Mistrzostwach Świata, mimo, iż wielu widziało w nich faworytów do ostatecznego triumfu. Na nowe, równie utalentowane pokolenie Kolumbijczycy musieli trochę poczekać, jednak doczekali się. Na ostatnich Mistrzostwach Świata, z Jamesem Rodriguezem na czele, Kolumbia w dobrym stylu doszła do ćwierćfinału, przegrywając dopiero z gospodarzem turnieju, Brazylią. Kraj wciąż boryka się ze swoimi problemami, jednak futbol ma się całkiem nieźle i w przyszłości można spodziewać się, że Kolumbia odciśnie jeszcze piętno na piłkarskiej mapie świata. Już bez kokainy, przekupstwa, zastraszania i mordowania.