Nie tylko zdrowie się liczy. Gareth Bale po sezonie przejdzie nietypowy zabieg

Zabieg zabiegowi nierówny. Słysząc to słowo, mamy przed oczami całe grono lekarzy, między nimi pacjenta po groźnym urazie, walczącego o zdrowie bądź – w przypadku sportowców – pełną sprawność ruchową. Czasem jednak zdarzają się przypadki, w których sportowcy idą „pod nóż” z innych powodów.

Kompleksy – teoretycznie nie powinno się generalizować, ale każdy jakieś ma. Jedni większe, utrudniające życie codzienne, inni drobne, nieprzeszkadzające zupełnie w niczym. Świat celebrytów, do których zaliczają się – chcąc nie chcąc – najlepsi piłkarze świata, mógłby się wydawać wolny od takich problemów. W końcu mają oni górę pieniędzy, dla kibiców są bohaterami, mogą niemal wszystko.

Jest to jednak tylko pozorne wrażenie. Pamiętacie zapewne Wayne’a Rooneya, który dwukrotnie poddał się zabiegowi przeszczepu włosów. Delikatnie ujmując, nie ma on urody modela, jednak mimo tego duża łysina w tak młodym wieku była dla niego problemem. Pierwszy raz zabiegowi poddał się w czerwcu 2011 roku, kolejnemu niemal dokładnie dwa lata później. Co jednak ma z tym wspólnego Bale?

Wiele osób mogło zdziwić, że na początku przygody z Realem Madryt Walijczyk nagle zaczął zapuszczać włosy. Po długim czasie oczekiwania na pożądaną długość zobaczyliśmy cel takiego zabiegu w postaci jakże niemodnego kucyka. Kilku lat trzeba było na odkrycie, że Bale wcale nie gonił za trendami, tylko… ukrywał łysinę.

Kompleks? Estetyka? Można to interpretować na kilka sposobów. Pozostaje zadać sobie pytanie, dlaczego ktoś zarabiający takie pieniądze nie pójdzie śladami Rooneya i nie zafunduje sobie przeszczepu włosów. W końcu problem nie jest świeży, a ciągnie się już od paru lat. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja zmieni się po obecnym sezonie.

Gareth Bale miał się już umówić z reprezentacyjnym kolegą, Joe Ledleyem, zmagającym się z tym samym problemem. Po zakończeniu sezonu obaj zawodnicy mają udać się do jednej z najlepszych klinik na świecie. Cena zabiegu? „Jedyne” 10 tysięcy funtów.

Trzeba przyznać, że jest to swego rodzaju znak czasu. Dawniej, gdy mężczyzna łysiał, starał się nosić to z dumą, lub po prostu rozwiązywał, strzygąc się na „zero”. Z pewnością każdy kojarzy Spalettiego, którego łysina ponoć dostrzegalna jest w blasku księżyca. Szukając bliżej – dużo bliżej – warto spojrzeć na ławkę drużyny Bale’a. Trenerem jest w końcu Zidane, który tracąc włosy w tym samym miejscu co jego podopieczny, po prostu je obciął. A nie zawsze tak było.

Luciano Spaletti i Zinedine Zidane w wersji „przed”

Na razie trudno nam sobie wyobrazić Walijczyka w wersji „po”, chociaż z drugiej strony, nie takie rzeczy już ten świat widział. W najbliższej przyszłości życzymy jednak udanego zabiegu i powrotu dawnej fryzury, która być może miała podobne działanie, co u biblijnego Samsona. Pewność siebie znaczy bardzo wiele, a dobrze by było zobaczyć na boisku Bale’a w wydaniu jeszcze z czasów Tottenhamu.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

 

Komentarze

komentarzy