W zaledwie trzy dni Ole Gunnar Solskjaer zagrał na nosie Jose Mourinho i Pepa Guardioli. Krytykowany Norweg od początku tego sezonu może w końcu powiedzieć o chwili wytchnienia, która z pewnością była mu potrzebna. Przed United jednak kolejne mecze i to one dopiero udowodnią, czy owe zwycięstwa miały jakikolwiek sens w dłuższej perspektywie.
Możemy sobie wyobrażać, z jaką presją zmagałby się dziś 46-latek, gdyby przegrał dwa wspomniane spotkania. Pomimo tych zwycięstw, Solskjaer doskonale zdaje sobie sprawę, że za nie w ligowej tabeli jego klub otrzymał „zaledwie” 6 punktów, a większym testem będzie wyeliminowanie innych słabości.
Mecze przeciwko Chelsea, Leicester, Liverpoolowi, Tottenhamowi City zapewniły United 13 punktów w tym sezonie, pomimo średniej liczby posiadania piłki wynoszącej 39%. Dla kontrastu podczas porażek Crystal Palace, West Ham, Newcastle i Bournemouth oraz remisów przeciwko Sheffield United i Aston Villa, ta liczba wyniosła 63%. To pokazuje jak wielki problem mają „Czerwone Diabły” kiedy muszą zmagać się z rolą faworyta i dostają rywala głęboko osadzonego w blokach defensywnych.
Być może głównym problemem jest brak kreatywnego środkowego pomocnika. Paul Pogba nadal nie wrócił do zdrowia, a Scott McTominay oraz Fred być może dobrze radzą sobie w destrukcji, ale rozegranie piłki to nie jest ich najmocniejsza cecha. Kto wie, może także przyczyny należy szukać w mentalnym podejściu do meczu?
– Wiemy, że musimy notować lepsze wyniki z drużynami, które znajdują się niżej w tabeli. Jeśli jest to rzecz mentalna, możemy to rozwiązać. Jeśli spojrzysz na wyniki, nie martwię się nimi tak bardzo. Kiedy grałem w tym zespole, właśnie w taki sposób wygrywaliśmy ligę. Nigdy nie rozdawaliśmy punktów w starciach przeciwko teoretycznie słabszym zespołom. Premier League jest jednak trudna. Jeśli nie masz takiej mentalności, nie uzyskasz pozytywnych rezultatów – stwierdził Solskjaer.
Przed Manchesterem United ważne spotkania w grudniu. Po starciu w Lidze Europy przeciwko Alkmaarowi staną w szranki między innymi z Evertonem, Watfordem, Newcastle oraz Burnley. Wygląda więc na to, że mają idealny moment na przełamanie swojego największego lęku. Jeśli uda im się zdobyć komplet zwycięstw, to zważywszy na słabnącą formę Chelsea, gra o TOP4 pozostanie nadal otwarta.