Kiedy latem 2014 roku Manchester United obejmował Louis van Gaal, spodziewano się, że nastąpi dużo zmian w kadrze. Część zawodników musiano odrzucić, by w ich miejsce klub mógł sprowadzić gwiazdy za grube pieniądze. Jednym z poszkodowanych był m.in. Danny Welbeck.
– Daliśmy mu odejść, bo ściągnęliśmy Falcao, ale też po to, by zrobić miejsce młodym. Taka jest polityka i po to ja tu jestem – takimi słowami Anglika żegnał nowy menedżer. Pierwsze tygodnie po tym transferze śmiano się z trenera, gdy Danny zdobył bramkę w lidze i hat tricka w Lidze Mistrzów w barwach nowego klubu – Arsenalu. Mówiono wtedy o świetnym nosie Wengera i słabym początku Holendra. Czas jednak zweryfikował te opinie.
Welbeck grał nieefektywnie, a po niepełnym sezonie zaczęły się problemy zdrowotne. 4 maja 2015 zdiagnozowano problem z więzadłem rzepki. Przez niekompetencję lekarzy próbowano leczyć to nieoperacyjnie. Tak zleciał czas do września i okazało się, że jednak bez zabiegu się nie obejdzie. Kolejne miesiące przerwy… Ostatecznie Anglik na boiska wrócił 4 lutego – po 276 dniach i 41 opuszczonych spotkaniach. O dziwo, grał dobrze. Strzelał, podawał, był brany pod uwagę w kadrze na ubiegłoroczne Euro. Wtedy, po trzech miesiącach gry, powtórka z rozrywki. 9 maja podczas meczu z „The Citizens” uszkodził chrząstkę w prawym kolanie, przez co czekała go kolejna operacja i wielomiesięczny rozbrat z piłką.
Wrócił niedawno, bo 7 stycznia – 243 dni po kontuzji i kolejnych 31 opuszczonych meczach. Był bardzo ostrożnie wprowadzany do składu. Siedem minut z Preston, 11 ze Swansea i trzy z Burnley. Czuł się dobrze, więc Arsene dał mu szansę zagrać od początku w sobotnim pucharowym spotkaniu z Southampton. I tu zaczyna się prawdziwe wejście smoka. Anglik po 22 minutach miał już na koncie dublet, dokładając do tego asystę niecały kwadrans później. Świetne zrozumienie z kolegami, zimna krew pod bramką – wydawać by się mogło, że to jego chleb powszedni. Tymczasem mówimy o zawodniku, który w ciągu ostatnich dwóch lat nie mógł grać przez około 550 dni. Warta odnotowania jest pierwsza bramka, której nie powstydziłby się sam Luis Suarez.
Mecz ostatecznie zakończył się pogromem 5:0 dla gości, którzy wyeliminowali „Świętych” z Pucharu Anglii. W drugiej odsłonie Welbecka przyćmił nieco rodak – Theo Walcott, który dorzucił dwie bramki i skompletował hat tricka. Trzymamy mocno kciuki, by tym razem Danny mógł bez obaw skupić się na grze i nie musiał robić sobie przymusowej przerwy za kilka miesięcy. Z perspektywy polskiego kibica taki powrót do gry to woda na młyn, biorąc pod uwagę zbliżający się powrót po kontuzji Arka Milika. Pewnie na początku też dostanie tylko kilka minut, ale po kilku spotkaniach może jakieś dwa gole i asysta? Czemu nie!