Piąta kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów dostarcza nam kilku spotkań na szczycie. We wtorek Real Madryt zmierzył się z PSG, a Juventus podejmował na własnym obiekcie Atletico. W środowy wieczór emocji również nie powinno zabraknąć. Określenie „meczycho” można przypisać do rywalizacji Liverpoolu z Napoli oraz starcia Barcelony z Borussią. Na Camp Nou teoretycznie powinniśmy zobaczyć piękną piłkę. Teoretycznie, gdyż obie ekipy ostatnio nie zachwycają swoich kibiców.
Barcelona podczas czwartej serii gier mogła zrobić ogromny krok w kierunku awansu do 1/8 finału LM. Zespół Ernesto Valverde podejmował na swoim stadionie najsłabszą drużynę w grupie, czyli Slavię Praga. Klub z Czech w dość sensacyjnych okolicznościach zremisował w pierwszej kolejce z Interem na wyjeździe. Nikt nie przypuszczał jednak, by outsider rywalizacji zgarnął chociażby punkt w Hiszpanii.
Mistrz LaLiga zawiódł. I to na całej linii. Remis w starciu ze Slavią można określić mianem kompromitacji. Po spotkaniu wszelkie tłumaczenia Valverde można było wyrzucić do kosza. Zespół mający w składzie takich piłkarzy jak Messi, Griezmann, Dembele, de Jong nie potrafi pokonać na własnym obiekcie drużyny z Czech. Nie umniejszając tutaj ekipie Slavii. Po prostu oba kluby na papierze dzieliła przepaść. Futbol udowodnił jednak po raz kolejny, iż bywa nieprzewidywalny.
Dla neutralnych sympatyków, remis Barcelony był na rękę. Trzy zespoły z grupy F mają cały czas szanse na awans do fazy pucharowej. Nadal w najlepszej sytuacji jest „Duma Katalonii”, ponieważ zajmuje pozycje lidera z jednym punktem więcej, niż Dortmund. Na drugiej lokacie plasuje się Borussia, która potrzebuje na Camp Nou chociażby punktu, by nie musieć patrzeć na poczynania rywali. Przy porażce z Barceloną oraz zwycięstwie w ostatnim meczu ze Slavią, tyle samo punktów, co klub z Bundesligi może mieć Inter. Podopieczni Antonio Conte muszą jednak wygrać dwa ostatnie mecze. Osiągając ten cel, ekipa z Mediolanu wyprzedzi Borussię ze względu na lepszy bilans bramek w pojedynkach bezpośrednich.
Barcelona sprawę awansu może rozstrzygnąć już w środowy wieczór. Przy zwycięstwie w meczu z BVB, podopieczni Valverde mogą cieszyć się z gry w 1/8 finału. Patrząc jednak na poczynania „Dumy Katalonii”, nie jest to wcale łatwe zadanie.
Błysk geniuszu… i to wszystko
One man army – taki przydomek można przypisać Barcelonie w trwającym sezonie. Nie jest bowiem wyolbrzymieniem stwierdzenie, iż bez geniuszu Messiego, mistrz Hiszpanii nie jest w stanie osiągać pozytywnych rezultatów. Potwierdzają to wyniki ekipy z Camp Nou.
Na pięć ostatnich rywalizacji, Barcelona wygrała trzy spotkania. W ramach 11. kolejki LaLiga, zespół Valverde triumfował na własnym obiekcie z Valladolid 5-1. Ogromny wpływ na wynik końcowy meczu miał Messi, który zaliczył dwie bramki oraz dwie asysty.
Umiejętności Argentyńczyka nie pomogły drużynie w następnym spotkaniu ligowym. Barcelona przegrała wyjazdowe starcie z przeciętnym Levante 1-3. Jedynego gola dla „Dumy Katalonii (z rzutu karnego) ponownie strzelił Leo Messi.Po dwóch rywalizacjach w LaLiga, nadszedł czas na wspominany już wcześniej mecz ze Slavią, zakończony bezbramkowym remisem.
Kibice futbolu ponownie mogli oglądać geniusz Messiego w rywalizacji Barcelony z Celtą. Trzy bramki Leo i zwycięstwo „Dumy Katalonii” 4-1. Pewnym sygnałem do niepokoju dla sympatyków zespołu z Hiszpanii jest ostatnia ligowa potyczka. Drużyna Valverde podejmowała na wyjeździe najsłabsze w tym sezonie Leganes. Od sensacji dzieliło nas naprawdę niewiele. Dopiero w 79. minucie bramkę na 2-1 strzelił Vidal. Ernesto uciekał zatem przed falą krytyki kibiców, choć i tak wiele osób miało pretensje do postawy całej drużyny.
U rywala nie jest lepiej
Za zwycięstwem Barcelony w środowym hicie LM przemawia fakt, iż Borussia w ostatnich tygodniach nie prezentuje się lepiej. Zespół z Dortmundu najpierw doznał dotkliwej porażki w meczu na szczycie, przegrywając z Bayernem aż 0-4, a następnie podopiecznym Favre’a nie udało się wygrać rywalizacji z beniaminkiem Bundesligi, ekipą Paderborn. Co więcej, gola na 3-3 strzelił w 92. minucie Marco Reus.
Według medialnych spekulacji, dni szkoleniowca Borussii są już policzone. Drużyna miała walczyć o upragniony tytuł mistrza Niemiec, a tymczasem klub zajmuje 6. miejsce w lidze. Choć strata do lidera wynosi tylko pięć punktów, to trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż jest kilka ekip, które na ten moment zdecydowanie bardziej są przygotowane do triumfu w Bundeslidze.
Jest to spore rozczarowanie dla sympatyków BVB, gdyż klub w trakcie letniego okna dokonał kilku, bardzo ciekawych wzmocnień. Do zespołu dołączyli bowiem, Mats Hummels, Thorgan Hazard, Nico Schulz czy Julian Brandt. Drużyna z Dortmundu zrealizowała także definitywny transfer Paco Alcacera.
Dodatkowych problemów zarządowi Borussii dostarcza obecna sytuacja Jadona Sancho. Wydaje się, że młody Anglik traci powoli wiarę w projekt klubu. W opanowaniu relacji nie pomagają medialne spekulacje odnośnie do transferu 19-latka. Wiele ekip chce mieć w swoich szeregach byłego gracza Manchesteru City. Sam Sancho zaczyna poważnie myśleć o kolejnym kroku w karierze.
Kluczem braki w defensywie?
Patrząc na sytuacje kadrowe obu drużyn, nieco więcej zmartwień może mieć Ernesto Valverde. W linii obrony zabraknie bowiem takich zawodników jak Alba (kontuzja mięśnia), Semedo (kontuzja łydki) oraz Pique (pauzowanie za żółte kartki). Tym samym najprawdopodobniej w defensywie drużyny zobaczymy czwórkę Junior, Lenglet, Umtiti oraz Sergi Roberto. Może być to woda na młyn dla ofensywnego kwartetu Reus, Sancho, Brandt oraz Hazard.
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ponownie wpływ na końcowy wynik meczu będzie mieć Leo Messi. Jeżeli Argentyńczyk wzniesie się na wyżyny swoich możliwości, trzy punkty zapewne zostaną na Camp Nou, a Barcelona będzie cieszyć się z awansu. Jeżeli jednak piłkarze BVB dobrze przypilnują najlepszego zawodnika „Dumy Katalonii”, to szanse na chociażby jedno oczko dla Borussii są spore. Jak wiadomo, ten jeden punkt może być kluczowy w kontekście awansu do fazy pucharowej LM.