Odkąd Mohamed Salah trafił do Liverpoolu, a jego gwiazda rozbłysła w pełni, stał się nieoficjalnym „królem Egiptu”. Kimś, kim dla „normalnej” części kibiców w Polsce jest Lewandowski, w Brazylii Neymar, w Argentynie Messi… Czy może być w tym coś złego?
Zarejestruj się z kodem FNVIP i graj BEZ PODATKU!
Zawodnik „The Reds” przekonał się o tym na własnej skórze. Po tym, jak jego drużyna została najlepszą na Starym Kontynencie, a on sam kolejny sezon był jedną z kluczowych postaci zespołu, „boom” na jego punkcie stał się jeszcze większy.
Jak można się spodziewać, Egipcjaninem w jeszcze większym stopniu zaczęli interesować się nie tylko jego rodacy, kibice, ale także paparazzi. Wiecie, jak to jest… „X zjadł śniadanie”, „X na wakacjach”, „X ubrał się tak a nie inaczej”, „X się krzywo uśmiechnął”. Wszystko aż do przesady.
Salah w końcu nie wytrzymał. Na swoim Twitterze zdobywca Ligi Mistrzów umieścił następujący wpis: – „To, co dzieje się ze strony niektórych dziennikarzy i ludzi (gromadzących się przed jego domem w rodzinnym mieście – red.), przez których nie mogę wyjść by się pomodlić na Salat al-Eid (święto; miejsce w którym zgromadzeni ludzie modlą się – red.), nie ma nic wspólnego z miłością. To nazywa się nieszanowaniem prywatności i brakiem profesjonalizmu”.
Nie da się ukryć, że Mohamed Salah musi być wyraźnie zdenerwowany, sfrustrowany, zirytowany i po prostu zmęczony tym, co się dzieje teraz wokół jego osoby. Stał się w ojczyźnie kimś niemal jak najgorętsza gwiazda Hollywood, której nie odstępuje się na krok.
W swoim wpisie ma oczywiście całkowitą rację, niestety jest to coś, czego trudno w takiej sytuacji uniknąć. Można jedynie prosić o to, by ludzie uszanowali pewne rzeczy, ale nie zmusi się ich do tego. To ta gorsza, frustrująca strona wielkiego sukcesu…