Gra Sunderlandu warta więcej niż Bayernu, „Juve” czy Monaco

Pomimo spadku z Premier League, Sunderland zarobił więcej niż Bayern czy Juventus (Zdjęcie: Skysports.com)

Sunderland przez cały sezon Premier League był czerwoną latarnią ligi, regularnie zbierając baty od silniejszych przeciwników. Szydera z byłej już ekipa Moyesa nie ma końca. Cóż jednak z tego, skoro kompromitujący się przez całe rozgrywki Sunderland zarobił więcej niż Bayern, Juventus czy Monaco za wygranie swoich lig?

To nie są żarty, lecz twarde statystyki. Choć Sunderland zajął ostatnie miejsce w ligowej tabeli, a w telewizji pokazano zaledwie osiem spotkań „Czarnych Kotów”, to na spadku z Premier League klub zarobił aż 93 miliony funtów. Pomimo tego, że oglądanie meczów Sunderlandu było raczej wątpliwą przyjemnością, to prawa telewizyjne w lidze angielskiej wciąż wysoko honorują nawet słabe zespoły.

Przypomnijmy – w 38 kolejkach drużyna Moyesa zgromadziła zaledwie 24 punkty, wygrywając sześć spotkań na przestrzeni całego sezonu. Równie imponująco prezentował się bilans bramkowy, gdyż w meczach Sunderlandu padło aż 98 bramek. Szkoda tylko, że 69 z nich to trafienia rywali. Jeśli ktokolwiek czerpał radość ze spotkań „Czarnych Kotów”, to tylko i wyłącznie kibice drużyn przeciwnych.

Co na to Bayern, Juventus i Monaco? Wszystkie te zespoły zgodnie wygrały swoje rozgrywki ligowe, zostawiając konkurencję wyraźnie w tyle. Nie przeszkodziła w tym nawet rywalizacja na poziomie pucharowym, gdzie każda z powyższych drużyn zaprezentowała się z dobrej strony. Dla małego porównania Bayern zdołał zdobyć niemal cztery razy więcej bramek od Sunderlandu, Juventus stracić trzy razy mniej, zaś Monaco wywalczyć prawie cztery razy więcej punktów. Czy choćby w najmniejszy sposób przełożyło się to wynagrodzenie z praw telewizyjnych? Nie.

Sunderland od kilku lat łapczywie korzystał z finansowego raju, jakim niewątpliwie jest Premier League. Nie miało to jednak przełożenia na klub, który od lat regularnie bił się o utrzymanie. Do tej pory się udawało, ale przez sezon 2016/2017 nie udało się prześlizgnąć. „Czarne Koty” trafiają tam, gdzie powinny grać już od kilku sezonów, czyli w Championship. Korek z dostępem do niekończących się zasobów pieniężnych właśnie został zakręcony.

Dla wielu klubów sytuacja często bywa odwrotna. Najlepszym przykładem jest tutaj najświeższy beniaminek Premier League – Huddersfield. Przychody w najwyższej klasie rozgrywkowej w jednym zaledwie sezonie podniosą o niemal 100% zyski klubu z poprzednich lat. Trudno się zatem dziwić, że dla wielu klubów Premier League jest tylko finansową odskocznią. Niejednokrotnie takim zespołom przyświeca myśl, byleby awansować, a potem jakoś to będzie.

Niewyobrażalnie wysokie kwoty, które otrzymują angielskie zespoły z praw telewizyjnych, nie dotyczą przecież tylko dolnej części tabeli. Jeśli kogokolwiek zastanawiało, dlaczego klubu pokroju Stoke, West Bromwich czy West Hamu stać na graczy takiej jakości jak Shaqiri, Rondon czy Payet, odpowiedzią są właśnie prawa telewizyjne. Taki stan rzeczy ma ogromny wpływ na kształtowanie okienka transferowego, by nie powiedzieć wręcz o psuciu rynku. Przeciętni brytyjscy piłkarze kosztują znacznie więcej niż gracze tej samej jakości z Hiszpanii czy Niemiec, bowiem angielskie średniaki stać obecnie na oferowanie wysokich tygodniówek.

Pieniądze nie zawsze przekładają się jednak na sukcesy sportowe. Choć to w Premier League obracane są obecnie największe sumy, to zarówno reprezentacja, jak i najsilniejsze klubu zawodzą w najważniejszych rozgrywkach. Choć wszyscy cenimy intensywność, jakość i wyjątkowość Premier League, to czas zadać sobie pytanie, czy pieniądze płacone klubom są adekwatne do ich sportowych ambicji.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

 

Komentarze

komentarzy