Gra w Premier League, zarabia… 160 funtów tygodniowo

josh

Mówiąc o Premier League, myśli się głównie o niesamowitych emocjach, wiernych fanach, porywających spotkaniach, ale też o miażdżących inne ligi pieniądzach. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której drużyny zamykające tabelę za prawa do transmisji dostają więcej niż większość topowych drużyn z najlepszych europejskich lig? Wydawać by się mogło, że grając w Premier League, nie da się zarabiać źle. Jak jednak wiadomo, zawsze trafi się wyjątek od reguły.

Dziesiątka najgorzej zarabiających piłkarzy angielskiej elity zaczyna się od Charliego Danielsa z Bournemouth, który inkasuje 13 tysięcy funtów na tydzień. Dalej m.in. Nathan Ake, uchodzący za wielki talent (10 tys.), a dziesiątkę teoretycznie zamyka Ben Gibson z Middlesbrough. Jego zarobki na poziomie 3600 funtów tygodniowo wydają się śmieszne w świecie angielskiej piłki nożnej, ale nie oszukujmy się – prawie 15 tys. funtów miesięcznie to mimo wszystko kwota, za którą w Anglii można żyć bardzo, ale to bardzo wygodnie. Ale jak przy tym wypada wspomniane wcześniej 160 funtów, czyli niecałe 700  miesięcznie?

Brzmi to jak mało śmieszny żart lub źle przemyślany dowcip. Jednak to jest fakt, którego głównym bohaterem jest lewy obrońca Hull City, siedemnastoletni Josh Tymon. Zawodnik, który zadebiutował w Premier League w drugiej połowie listopada, jest jednym z najgorzej opłacanych piłkarzy w historii ligi. Duży wpływ ma na to oczywiście fakt, że oficjalnie wciąż jest graczem drużyny U-18, jednak czas leci, a nowej umowy brak. Tymon w EPL rozegrał do tej pory dwa mecze, jednak w Pucharze Ligi Angielskiej gra niemal wszystko. Sezon rozpoczął półgodzinnym występem z Exeter City, następnie ominął mecz ze Stoke, by w kolejnych rundach znów ogrywać się z mocnymi rywalami. O sporych możliwościach zawodnika świadczy fakt, że w prestiżowym dwumeczu z Manchesterem United o finał na Wembley, rozegrał pełne 180 minut. Przyłóżcie sobie do tego kolejny raz 160 funtów. Szok jest taki, że aż brakuje komentarza.

Najdziwniejsze jest to, że na początku grudnia w angielskiej prasie przedstawiane było stanowisko menedżera „Tygrysów”, który mówił, że wszystko jest na dobrej drodze, a klubowi zależy na zatrzymaniu zawodnika. Jednak czas mija, jest już prawie luty, a nowej umowy dalej brak. Być może powodem tego jest niepewność samego zawodnika, który myśli o zmianie barw? Jest to dość prawdopodobna opcja, biorąc pod uwagę, że jest do wyjęcia za 70 tysięcy funtów. Dla klubów Premier League to drobniaki. Jak rozwinie się sytuacja utalentowanego obrońcy, dowiemy się z pewnością niedługo – taka komedia nie może trwać przecież wiecznie.