Już za kilka tygodni będzie wiadomo kto, z kim i kiedy zagra. Znamy już wszystkich uczestników przyszłorocznych mistrzostw Europy we Francji. Wszelakie media mają już dzięki temu okazję do nabijania „kliknięć” na swoich stronach, racząc czytelników „grupami marzeń” i „grupami śmierci”. Każdy układa swoje i wylicza: Rosja, Portugalia, Albania, czy inne Ukrainy i Irlandie. Czy jednak naprawdę powinno nam zależeć na trafieniu do grupy marzeń i wylosowaniu najsłabszego rywala w każdym koszyku? Moim zdaniem – nie.
EURO 2016 będzie pierwszym po poszerzeniu imprezy przez Michała Platiniego. Zagrają na nim 24 drużyny, a na turniej jadą takie tuzy jak Irlandia Północna, Albania czy Węgry. Wyjście z grupy również jest łatwiejsze, wszak w 4 z 6 grup, awansuje również trzecia drużyna grupy. Do 1/8 finału trafia 16 drużyn – tyle, ile przez ostatnie dwie dekady na turniej w ogóle jechało. Dziś wyjście z grupy to znacznie mniejszy prestiż niż jeszcze w 2008 czy 2012 roku.
Kiedy jechaliśmy na EURO w 2008 roku, byliśmy w czternastce najlepszych drużyn kontynentu, bo tyle zespołów weszło na ME dzięki eliminacjom. Z naszej grupy na EURO dostały się dwie drużyny – Polska i silna wówczas Portugalia. Smakiem obejść się musiały Serbia, Belgia i Finlandia, nie wspominając już o Kazachach, Ormianach i Azerach. Dziś jesteśmy jedynie w TOP24, a po awansie do 1/8 finału, możemy być w TOP16. Tak więc, dopiero wyjście z grupy będzie porównywalnym sukcesem z tym kadry Leona Beenhakkera, która to wywalczyła awans na mistrzostwa w Austrii i Szwajcarii.
Wyjście z grupy ma dla Polaków wymiar symboliczny, bo przecież nigdy w XXI wieku się to nie udało. Uważam, że musimy celować wyżej, powinniśmy chcieć osiągnąć to, czym było wyjście z grupy jeszcze w 2012 roku – mamy dotrzeć do ćwierćfinału. Tym razem, żeby to zrobić trzeba wygrać jeden mecz fazy pucharowej. Wyjście z grupy to tym razem nie jest szczególnie trudne wyzwanie. Tylko przy naprawdę niekorzystnym losowaniu nie powinno się to nam udać.
Jeśli chcemy awansować do ćwierćfinału powinniśmy liczyć na to, by najsłabsza drużyna z pierwszego koszyka trafiła do… sąsiedniej grupy. Wtedy, trafiając do fazy pucharowej, trafimy prostego rywala w 1/8 finału. Jeśli zaś wylosujemy grupę marzeń, to zaraz dostaniemy jakichś Niemców czy Hiszpanów i będzie pograne. Umówmy się, grupy raczej nie wygramy – jak prosta by ona nie była. A tylko wygranie grupy gwarantuje potencjalnie łatwiejszego rywala dalej. Jeśli zaś do sąsiedniej grupy trafią np. Portugalia i Szwajcaria, a my trafimy na Francję i Ukrainę, to odłożymy widmo ponownego spotkania z Francuzami aż do finału, a w 1/8 będziemy mogli trafić na rywala do ogrania – Portugalię czy Szwajcarię. Gdybyśmy jednak rzeczywiście trafili do grupy marzeń, a w sąsiednich mieli Niemców i Włochów, może i wyszlibyśmy z grupy, ale w następnym meczu, nasi zachodni sąsiedzi wybiliby nam z głowy marzenia o ćwierćfinale.
Ktoś zaraz zarzuci mi, że jeśli trafimy do trudniejszej grupy, to możemy wcale z niej nie wyjść. Ja odpowiem prosto: teraz, kiedy z grupy wyjść jest najłatwiej w historii, a i same grupy będą najłatwiejsze w historii, wstydem byłoby odpaść. Jeśli nie uda nam się wyjść z grupy, to po prostu się nie nadajemy, nie zasłużyliśmy na to. Chyba jedyną dopuszczalną opcją, kiedy nieprzeskoczenie pierwszej przeszkody byłoby usprawiedliwione jest trafienie do grupy śmierci – np. z Niemcami, Włochami i Turcją. Jeśli trafimy nawet do, powiedzmy, przeciętnej grupy, to naszym obowiązkiem jest awansować.
Dlatego właśnie, myślę perspektywicznie i nie chcę dla Polski samych najłatwiejszych przeciwników, tylko grupę w której jeden rywal, ten z pierwszego koszyka, będzie jak najsilniejszy, zaś pozostali, rzeczywiście, jak najprostsi. Moja idealna grupa to taka, w której znalazłby się ktoś z trójki – Francja, Niemcy, Hiszpania, a także Ukraina i Irlandia Północna. Przede wszystkim jednak, chciałbym, by naszymi potencjalnymi rywalami w 1/8 finału były Portugalia i rywal „do ogrania” z koszyka drugiego. Oczywiście, wszystkie moje dywagacje są bez sensu, bo o wszystkim zadecyduje ślepy los rękoma Jana Infantino, znanego jako „Łysy z UEFA”. Kogo nie trafimy, będziemy musieli temu sprostać, a na tym etapie naprawdę nie ma już słabych drużyn. Życzę jednak sobie i wam, byśmy nie trafili do najłatwiejszej możliwej grupy, bo to będzie znaczyć, że w 1/8 będą nas czekać znacznie poważniejsze zadania…
Gabriel Hawryluk