Premier League ma to do siebie, że rzadko zawodzi. Zero odstawiania nóg, akcja za akcję i wspaniałe gole. Tak było w dzisiejszym meczu na szczycie, który zaburzył nam spokojne, niedzielne popołudnie. My nie żałujemy, a jeśli Wy nie oglądaliście – macie czego żałować.
Po spotkaniu Piasta z Zagłębiem można było napotkać porównania do niedzielnej gierki. To nie do pomyślenia w Anglii, co jak na dłoni pokazało starcie Arsenalu z Liverpoolem.
Zawodnicy obu zespołów narzucili szaleńcze tempo już od pierwszej minuty. Atak za atak, jak w bokserskim pojedynku. Nie minęły dwa kwadranse, a sędzia Michael Oliver wskazał na jedenasty metr. Niestety dla Arsenalu, na gola nie zamienił go „napastnik” Theo Walcott. Właśnie tak przed meczem nazwał go Arsene Wenger. Już chwilę później mogliśmy oglądać cieszącego się Walcotta, który tym razem znalazł drogę do bramki bronionej przez Mignoleta. To był tak naprawdę dopiero początek spotkania. Jeszcze przed przerwą niepotrzebnie faulował Chambers, co chwilę później na pięknego gola zamienił Coutinho.
Tempo tej rywalizacji dało się we znaki Kanonierom tuż po rozpoczęciu drugiej połowy. Najpierw stracili kolejne dwa gole – za sprawą Lallany i znów Coutinho, a potem w przeciągu dwóch minut – dwóch piłkarzy. Z urazami zeszli Iwobi i Ramsey. Mocno zdekompletowany Arsenal (nieobecni też Kościelny, Gabriel i Mertesacker) został dobity chwilę później. Obroną gospodarzy niemiłosiernie zakręcił Sadio Mane.
No Mane, punkty się same nie znajdą #fpl #bpl #ArsvLiv pic.twitter.com/JV9EdX9LqA
— ■ LD (@LD) August 14, 2016
Mający wspaniały wynik podopieczni Kloppa nieco się rozkojarzyli. Wyczyn Mane powtórzyć chciał wprowadzony kilka minut wcześniej Oxlade-Chamberlain. W sumie, formacją defensywną pokręcił nie gorzej. Liverpool nie miał zamiaru poprzestawać i wciąż wyprowadzał kolejne ciosy. Ranny na polu bitwy został bohater spotkania – Philippe Coutinho, co podcięło skrzydła The Reds. Na kwadrans przed końcem kontakt z rywalem złapał Chambers. W tej chwili, już w pierwszej kolejce, oglądaliśmy siódmego gola. Szalony mecz. Nawet mistrz Twaro nie mógł być na to gotowy.
Mistrzu @TwaroTwaro zapiąłem pasy, ale nawet dobrej klasy pasy nie zabezpieczą przed tak szaloną jazdą jak #ARSLIV
— Artur Prokosz (@notthewolv) August 14, 2016
Ciekawostką jest, że 5 z 7 goli zdobywali dziś byli zawodnicy Southampton: Walcott, Lallana, Mane, Ox i Chambers.
4:3. Ktoś kojarzy podobny wynik z udziałem Liverpoolu? Tak, ten z BVB! Wychodzi na to, że warto poświęcić dwie godziny tygodniowo na heavymetalowy futbol autorstwa Jurgena Kloppa. Futbol na pełnych obrotach!