Historia Futbolu: Smuda czyni cuda

Każde rozgrywki mają swój kres. Puchar Europy został zastąpiony i kontynuowany pod nazwą Liga Mistrzów, a dzisiejsza Liga Europy miała długą i piękną historię Pucharu UEFA, który się skończył wraz z triumfem Szachtara Donieck w 2009 roku. I właśnie do edycji 2008/09 przenosimy się w „Historii Futbolu”, gdzie wspominamy jeden z lepszych polskich występów w europejskich pucharach ostatnich lat.

Zastanawialiśmy się nad występami Amiki Wronki w 2004 oraz Wisły Kraków w 2006 roku w Pucharze UEFA, ale powiedzmy sobie szczerze, sam awans do fazy grupowej to trochę zbyt mało. Zwłaszcza, gdy w tej fazie grupowej dostało się, odpowiednio, cztery i trzy razy.

Dlatego dotarliśmy aż do roku 2008, gdy Lech Poznań jako jedna z trzech polskich drużyn, po raz pierwszy dotarł do wiosennych zmagań europejskich pucharów w XXI wieku.

Wszystko rozpoczęło się, podobnie jak kilka lat później, w Baku. Dwie łatwe wygrane nad Chazarem Lenkoran i na lechitów czekał już Grasshopper Zurych. Wydawało się, że czeka nas wyrównany dwumecz, tymczasem 14 sierpnia w Poznaniu byliśmy świadkami jednego z najlepszych polskich meczów w pucharach. Szwajcarzy to może żadna europejska potęga, ale też nie kelnerzy, a mimo tego drużyna Franciszka Smudy wygrała 6:0! Rewanż był formalnością i bezbramkowy remis satysfakcjonował poznaniaków.

120. minuta

Tuż przed fazą grupową przyszło się zmierzyć z Austrią Wiedeń. Drużyna mocniejsza od poprzedniego rywala, a przede wszystkim zaprawiona w pucharowych bojach. W Wiedniu skończyło się porażką Lecha 1:2, ale wszystko, co najlepsze – i dobrze zapamiętane – przyszło w Poznaniu.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Wszystko rozpoczęło się od katastrofalnego błędu… obrońcy gości, który wyłożył idealnie piłkę Hernanowi Rengifo. Peruwiańczyk wówczas takich szans nie marnował. Później ręka Rafała Murawskiego i goście wyrównali z rzutu karnego. W końcówce jednak Sławomir Peszko doprowadził do dogrywki i wtedy dopiero rozpoczęły się prawdziwe emocje.

Najpierw cios zadał Robert Lewandowski! To były jeszcze czasy, gdy nikt o RL9 nie myślał, bo Lewy grał z numerem 8. Szkopuł w tym, że chwilę później Austria strzeliła kolejnego gola, który w tym momencie dawał im awans.

Gdy wydawało się, że jest po wszystkim, piłkę na prawej stronie dostał Sławomir Peszko. Dośrodkowanie, spore zamieszanie w polu karnym, Arboleda próbujący zgrywać, kiks obrońcy Austriaków i… kapitalne uderzenie Murawskiego. „Muraś” w 200% zrehabilitował się za sprokurowany rzut karny. 121. minuta, za moment końcowy gwizdek sędziego i stało się jasne, że Lech pojawi się w fazie grupowej.

Znośne losowanie i trochę szczęścia w grupie

W grupie rywale mniej więcej wyrównani. Nancy, CSKA Moskwa, Deportivo La Coruna i Feyenoord.

Przed pierwszym meczem głównym tematem była sztuczna murawa, na której grali Francuzi, więc przyjazd do Poznania miał być dla nich utrudnieniem. Skończyło się remisem 2:2. Trzy tygodnie później Lech poległ w stolicy Rosji 1:2. Wobec tego wydawało się, że tylko zwycięstwo z Depor może przedłużyć szansę na awans. Hiszpanie już nie byli tą samą ekipą, która kilka lat wcześniej dokonała cudu z Milanem w 1/4 finału Ligi Mistrzów, ale nadal pozostawali faworytem. Tym razem najgłośniej było o polskich korzeniach Filipe Luisa, który wówczas był gwiazdą klubu z Galicji. Ostatecznie skończyło się remisem 1:1, który utrudniał, ale nie odbierał szans na awans.

Przed ostatnią kolejką sytuacja była jasna. CSKA Moskwa z kompletem punktów miało zapewniony awans, z kolei Feyenoord będący bez punktów te szansę stracił. Deportivo i Nancy zagrało w meczu bezpośrednim mając po 4 punkty, zaś Lech czekała wyprawa do portowego miasta w Holandii. Lechici mieli na koncie dwa oczka i musieli wygrać oraz liczyć na dobry wynik w Hiszpanii, wszak był jeden scenariusz, w którym nawet zwycięstwo nie dawało awansu Lechowi.

Na szczęście Deportivo pokonało Nancy, a Lech wspierany przez tysiące kibiców wygrał na De Kuip po golu Ivana Djurdjevicia. Przed meczem była afera nakręcona przez Gazetę Wyborczą, w której zarzucano klubowi segregowanie kibiców na wyjazd. A chodziło najzwyczajniej w świecie o pierwszeństwo w zakupie biletów. Liczba chętnych przewyższała liczbę wejściówek, więc szansę dostali w pierwszej kolejności… stali wyjazdowicze.

Zmarnowana szansa

W 1/16 finału poznaniacy trafili na Udinese. Trzeba jednak pamiętać, że tamta ekipa Zebr miała zupełnie inną siłę rażenia niż dzisiaj. Antonio Di Natale, Mauricio Isla, Fabio Quagliarella, Kwadwo Asamoah, Alexis Sanchez czy Samir Handanović. Takie nazwiska robiły wrażenia, bo wystarczy zobaczyć jakie kariery zrobili wyżej wymienieni zawodnicy.

W Poznaniu udało się zremisować. Udało, bo goście prowadzili już dwoma bramkami, ale bramki Rengifo i Arboledy doprowadził do remisu i dały nadzieję przed rewanżem. Na Stadio Friuli Lech szybko objął prowadzenie po szóstym golu w rozgrywkach Peruwiańczyka. Potem jednak niefrasobliwość w obronie pozwoliła gospodarzom wyrównać za sprawą Simone Pepe, a potem katastrofalny błąd Marcina Kikuta zamienić na drugiego gola, który przypieczętował awans Włochów.

***

Poprzednie odcinki cyklu:

Najmocniejsza Wisła?

Przygoda Groclinu i strzelający Mila

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Komentarze

komentarzy