Na brak spotkań sympatycy angielskiej piłki nie mogą narzekać. Od 19 czerwca ekipy z Premier League rywalizują codziennie. Idealnym zwieńczeniem maratonu jest czwartkowe starcie Chelsea z Manchesterem City na Stamford Bridge. „The Blues” spróbują powstrzymać rozpędzonych mistrzów Anglii.
Spoglądając na grę większości drużyn, można od razu zauważyć dłuższą przerwę od rozgrywek. W przypadku Manchesteru City jest zupełnie inaczej. Klub z Etihad Stadium w pierwszym meczu od momentu wznowienia kampanii bez większych problemów poradził sobie z Arsenalem. Z kolei w starciu z Burnley, podopieczni Pepa Guardioli zdeklasowali rywali, wygrywając spotkanie 5-0.
Po remisie Liverpoolu w derbach Merseyside, mistrz Anglii odrobił dwa punkty. Trudno oczywiście mówić, by Manchester City miał jakiekolwiek szanse na obronę tytułu. Tylko prawdziwy kataklizm jest w stanie odebrać „The Reds” pierwsze miejsce w tabeli na koniec sezonu.
Dzień sądu
Postawa graczy Guardioli jest o tyle zaskakująca, gdyż w porównaniu z wieloma klubami, „The Citizens” tak naprawdę nie mają aktualnie o co walczyć. Strata do Liverpoolu jest zbyt duża, natomiast jak na razie miejsce w czołowej czwórce niespecjalnie interesuje zespół. Wszystko za sprawą dwuletniego zakazu gry w europejskich pucharach.
Tuż po tym, jak zapadła decyzja w tej sprawie, Manchester City złożył apelację do Sądu Arbitrażowego ds. Sportu (CAS). Rozstrzygnięcie odwołania „The Citizens” ma nastąpić już na początku lipca. Jeżeli CAS odrzuci apelację mistrza Anglii, to klub z Eithad Stadium może zmierzyć się z ogromnymi problemami… kadrowymi.
Trudno sobie wyobrazić, by zawodnicy pokroju Kevina de Bruyne czy Raheema Sterlinga pozostali w zespole, który przez dwa lata nie może występować w Lidze Mistrzów. W szczególności, że np. Belg powoli wkracza w najważniejsze lata swojej kariery.
Manchester City liczy zapewne na to, że Sąd Arbitrażowy całkowicie odwoła zakaz. Rozwiązanie, z którego będą zadowolone zarówno UEFA, jak i klub to z kolei skrócenie zakazu na jeden rok. Przy takim scenariuszu „The Citizens” uda się zatrzymać kluczowych piłkarzy, natomiast międzynarodowej organizacji nie będzie zarzucać się braku wyciągania konsekwencji za łamanie przepisów.
Kontuzja Aguero
Poza kwestiami prawnymi, zespół z Manchesteru musi radzić sobie z brakami, a dokładniej jednym, kluczowym brakiem w kadrze. Poważnej kontuzji podczas starcia z Burnley nabawił się Sergio Aguero. O ile „The Citizens” zapewne poradzą sobie bez Argentyńczyka do końca sezonu Premier League, to pod znakiem zapytania stoi występ napastnika w Lidze Mistrzów.
Drużyna z Etihad Stadium w pierwszym meczu 1/8 finału pokonała w Madrycie Real i jest na dobrej drodze, by awansować do ćwierćfinału rozgrywek. Ewentualny triumf w tym turnieju jest o tyle istotny, gdyż jak wiadomo, Manchester City może pożegnać się z LM na dwa lata.
Aguero w czwartek przejdzie operację w Barcelonie. Po zabiegu snajper rozpocznie rekonwalescencję. Do końca ligowych rozgrywek zespół najprawdopodobniej będzie grać bez kluczowego napastnika.
Ambitne plany
W związku z kontuzją, Aguero oczywiście nie wystąpi w czwartkowym starciu z Chelsea. Brak Argentyńczyka w kadrze z pewnością nieco osłabi siłę rażenia „The Citizens”. Mimo to, na londyński klub i tak czeka bardzo trudne zadanie. Pepa Guardiola ma do dyspozycji wielu świetnych ofensywnych graczy, którzy mogą zaważyć o losach spotkania.
Mobilizacji w szeregach „The Blues”z pewnością nie zabraknie. Chelsea walczy o utrzymanie miejsca w czołowej czwórce, które gwarantuje udział w Lidze Mistrzów w kolejnym sezonie. Wszystko może zmienić się w momencie, gdy Manchester City usłyszy decyzję CAS. Przy ewentualnym podtrzymaniu zakazu, piąta drużyna Premier League także załapie się do LM. O ile oczy wiście miejsce w TOP4 zachowa zespół z Etihad Stadium.
Dlaczego gra w prestiżowych rozgrywkach jest dla ekipy Franka Lamparda tak istotna? Brak uczestnictwa w Lidze Mistrzów nie będzie współgrać z budową wielkiego projektu, który jest tak hucznie zapowiadany już przez sam klub.
Mimo że mamy dopiero końcówkę czerwca i nawet topowe europejskie ekipy nie myślą o wzmocnieniach, tylko skupiają się przede wszystkim na dokończeniu sezonu, to „The Blues” już sfinalizowali transfer Timo Wernera.
Niemiecki gracz był przez dłuższy czas przymierzany do Liverpoolu. Wydawało się, że przeprowadzka 24-latka do triumfatora Ligi Mistrzów z ubiegłego sezonu jest tylko kwestią czasu. Jak się okazało, kryzys wywołany koronawirusem pokrzyżował plany „The Reds”. Ekipa Kloppa została zmuszona do rezygnacji z tej transakcji, co bardzo szybko wykorzystała Chelsea.
Sprowadzenie Wernera, a także wcześniejszy transfer Ziyecha powodują, iż „The Blues” są już inaczej postrzegani w kontekście przyszłego sezonu. A na tych imponujących wzmocnieniach może się nie skończyć.
Nie jest bowiem tajemnicą, że londyński zespół chętnie widziałby w swoich szeregach Kaia Havertza. W porównaniu z Ziyechem i Wernerem, ta transakcja będzie znacznie trudniejsza do zrealizowania. Zainteresowanych graczem Bayeru nie brakuje. Mówi się m.in. o Realu Madryt.
Sam Lampard zapytany o Havertza odpowiedział krótko:
To topowy zawodnik. Nie będziemy jednak komentować sytuacji innych drużyn. Nie wysłaliśmy także żadnej oferty za niego.
Można przypuszczać, że saga transferowa związana z 21-latkiem potrwa przez całe letnie okno. Jeżeli nadarzy się okazja, by sprowadzić Kaia, to Chelsea z pewnością spróbuje ją wykorzystać.
Na wzmocnieniach ofensywny „The Blues” nie powinni zaprzestać. Głównym celem klubu w kontekście defensywy jest Ben Chilwell. Problem w tym, że zarząd Leicester może zażądać za swojego piłkarza nawet 70 milionów funtów. W czasie kryzysu taka kwota wydaje się zaporowa.
Zespół z Londynu ma po cichu nadzieję, że uda się wynegocjować zdecydowanie mniejszą sumę. Sporo zależeć będzie od woli samego zawodnika. Chilwell rzekomo chętnie spogląda na ewentualną przeprowadzkę do stolicy Anglii.
Walka o TOP4
Wielkie plany transferowe Chelsea może całkowicie zrujnować brak Ligi Mistrzów. Trudno będzie „The Blues” przekonać Havertza czy Chilwella do transferu, jeżeli zespół miałby zaoferować tylko grę w Lidze Europy.
Dlatego londyńska ekipa dołoży wszelkich starań, by utrzymać miejsce w TOP4. Jak na razie, wszystko idzie zgodnie z planem. Chelsea jest na czwartej pozycji i ma przewagę dwóch punktów nad Manchesterem United („The Blues” rozegrali o jedno spotkanie mniej).
Do końca sezonu pozostało jeszcze kilka kolejek. Podopieczni Lamparda pojadą m.in. na Anfield, by rozegrać mecz z Liverpoolem. Sympatycy zespołu nie mogą mieć obecnie żadnej gwarancji, że uda się drużynie załapać do Ligi Mistrzów.
Ważny krok w kierunku LM „The Blues” mogą postawić już w czwartek. Warunek jest jeden. Drużyna musi poradzić sobie z Manchesterem City.