Posada niemal każdego menedżera w Premier League jest zawsze zagrożona. Przekonało się o tym już pięciu zwolnionych trenerów w tym sezonie, a niebawem może przyjść pora na kolejnego.
Nieszczęśliwcem miałby zostać Mark Hughes. Według informacji „The Telegraph” Walijczyk w dwóch kolejnych spotkaniach zagra o utrzymanie posady. We wtorek Stoke zmierzy się na wyjeździe z Burnley, zaś w weekend podejmie u siebie West Ham United. Porażka w obu starciach może doprowadzić do zwolnienia Hughesa po czteroletniej przygodzie z „Garncarzami”.
Oczywiście głównym powodem są słabe wyniki. Stoke przegrało trzy z ostatnich czterech spotkań w lidze, a sytuacja osiągnęła punkt krytyczny po przegranym meczu z Tottenhamem (1:5), kiedy to kibice drużyny wykonali podobny ruch do sympatyków Legii Warszawa – z wyjątkiem braku użycia przemocy wobec piłkarzy. Spotkanie z fanami na dworcu kolejowym (Stoke od wielu lat w taki sposób podróżuje na ligowe starcia) mimo to nie należało do najprzyjemniejszych. Według samego Hughesa zachowanie kibiców nie było jednak niczym złym: – Możemy się tylko cieszyć, że we wtorek mamy kolejny mecz. Wówczas piłkarze będą mieć te uwagi świeżo w uszach. Mogą tego użyć jako czynnika motywującego ich do tego spotkania.
Pomimo ostatnich wydarzeń Walijczyk nadal ma spore poparcie u władz klubu, jednak to samo mogliśmy powiedzieć o piątce zwolnionych wcześniej menedżerów. 54-latek musi przede wszystkim jak najszybciej zapanować nad defensywą, którą Stoke ma najgorszą w lidze. 35 bramek straconych w 16 spotkaniach nie przynosi chluby zespołowi, który latem wydał spore pieniądze na wzmocnienie defensywy. Kevin Wimmer, Bruno Martins Indi oraz Kurt Zouma – cała trójka pobrała z budżetu klubu blisko 30 milionów funtów, lecz ostatecznie nie przyniosło to spodziewanych rezultatów. Bez wątpienia od tej formacji Hughes musi rozpocząć gruntowne porządki.