Hull kupuje na ostatnią chwilę. To może wypalić!

Pamiętacie szyderę z Hull przed rozpoczęciem sezonu? Kadra ledwie przekraczająca jedenastu piłkarzy, organizacyjny burdel i „ucieczka” trenera na dni przed pierwszym meczem w Premier League. Jednak oni nie upadli. Co więcej, oni podskoczyli wyżej niż niejeden potrafiący latać. 

Dałbym rękę, bez obaw o jej utratę, że i Ty stawiałeś Hull jako pewniaka do spadku. Przecież oni nie mieli kadry, nie wiedzieli, czy w ogóle przystąpią do rozgrywek. Czas mijał, a transferów nie było. W dodatku na kilkanaście dni przed inauguracją sezonu gruchnęła informacja, że Steve Bruce opuszcza (rozwiązanie umowy za porozumieniem stron) ten statek, który według prognoz już zbliżał się do lodowej skały, której nikt wewnątrz miał nie dostrzegać. Dlatego nie dziwię się Tobie, sam nie byłem w ich przypadku optymistą. Raczej realnie widziałem ich w walce o utrzymanie. Aż tu nagle, pierwsze spotkanie.

13934852_10153859442224537_3005898112636074887_n

Ledwie złożony skład, kontuzjowany kapitan, na ławce wiele młodziutkich twarzy. W klubie panował taki nieład, że nawet nie wzmocniono składu do walki w najwyższej lidze. W tym czasie Burnley i Middlesbrough już miały kadry kompletne w więcej niż 80%. Ale co w piłce znaczy logika…  Hull wygrało z mistrzem Anglii 2:1. Tydzień później ograli Fabiańskiego i spółkę na zero z tyłu i zakotwiczyli w czubie tabeli. Może to i początek sezonu, ale po dwóch meczach to oni mieli mieć zero punktów i błagać kolejnego rywala o jak najmniejszy wymiar kary. Tymczasem United strzeliło zwycięskiego gola dopiero w doliczonym czasie gry.

Dobra passa Hull szybko miała się skończyć, bo nikt nie ujechałby w podobnej sytuacji kadrowej na dłuższą metę. A transferów było jak na lekarstwo. Do czasu, to znaczy do 30 sierpnia. Najpierw sprowadzono bramkarza, Davida Marshalla z Cardiff. Jakupović to golkiper średniej klasy, McGregor jest kontuzjowany, a Kuciak… A Kuciak już może się pakować, bo nawet w zdekompletowanym Hull nikt nie pomyślał, żeby dać mu szansę. Po Marshallu zakupiono Ryana Masona, który może wielkim graczem nie jest, ale przyda się w środku pola. Cena do najniższych też nie należała, ale takie zwyczaje panują w PL.

Na nikim nie robił wrażenia transfer Willa Keana z Manchesteru United, podobnie było z kolegą z zespołu Jamesem Weirem, którego wzięto jeszcze z młodzieżowej drużyny United. Czym bliżej końca okienka, tym ruchy były konkretniejsze i bardziej medialne. Kilkanaście minut przed zamknięciem okna potwierdzono zakontraktowanie Dieumerci Mbokaniego, a chwilę później pojawiła się informacja z Markusem Henriksenem w roli głównej. O ile były napastnik Norwich może wywoływać mieszane uczucia (nie jest typem snajpera strzelającego jak na zawołanie), to już postać Norwega musi wzbudzać choć mały podziw. Henriksen jako nastolatek został okrzyknięty nadzieją norweskiej piłki i wcale nie przez przypadek. 25-letni ofensywny pomocnik już kilka lat temu kierował grą Rosenborga, a w 2012 zasilił AZ Alkmaar. Najlepszy sezon w jego wykonaniu to ten ostatni, kiedy na wszystkich frontach rozegrał 41 spotkań, strzelił 19 goli i zaliczył 9 asyst. Statystyki wręcz znakomite! To jest transfer na miarę Premier League. Osobiście czuję, że kibice Hull będą mieli z niego pociechę. Póki co jest to wypożyczenie na jeden sezon, ale już w styczniu może się to zmienić w transfer definitywny.

Wręcz na ostatnią chwilę wzmocniono drużynę tak, żeby do stycznia mogła mieścić się w środku tabeli. Później, wiadomo, zobaczy się. Jednak muszę przyklasnąć Tygrysom, bo wyrwali się z pułapki śmierci. Choćby już za chwilę ten idealny obraz miał runąć… W najbliższej kolejce Hull pojedzie do Burnley i tam powinno znów powalczyć o 3 punkty. Gorzej będzie potem. Na rozkładzie odpowiednio Arsenal, Liverpool i Chelsea, czyli mecze próby. Jeśli podopieczni Mike’a Phelana je przetrwają i zdobędą choćby 4 „oczka”, będzie to oznaczać, że wcale nie muszą z hukiem spadać. Pokażą, że w futbolu nie pieniądze są najważniejsze. Zresztą, w jakimś stopniu już to pokazali.