Nie tylko działacze Legii przez ostatnie lata pluli sobie w brodę, że nie poznali się na Robercie Lewandowskim. W nieco innym kontekście wygląda to także w Blackburn, gdzie ostatecznie Polak nie trafił z powodu…erupcji wulkanu. Jak dokładnie wyglądała tamta sytuacja? Przenieśmy się nieco w czasie.
Nad tym tematem pochylili się dziennikarze „Sky Sports”, którzy zważywszy na dobrą ostatnią formę 31-latka jeszcze raz postanowili wspomnieć sytuację sprzed ponad dziewięciu lat. Wówczas drużyną kierował Sam Allardyce, a ówczesna ekipa Premier League znajdowała się w środku ligowej tabeli. Mimo to angielski szkoleniowiec chciał dodać do ofensywny nieco świeżości, ponieważ napastnicy tacy jak Jason Roberts, Franco Di Santo czy Nikola Kalinic nie potrafili regularnie zdobywać bramek.
Do akcji wkroczył wówczas szef klubu ds. rekrutacji – Martyn Glover. Otrzymał on informację o napastniku występującym w polskiej ekstraklasie, który trafił 21 bramek w 34 spotkaniach.
– Oglądaliśmy sporo meczów z jego udziałem i wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z wysokiej klasy napastnikiem. Chcieliśmy podpisać z nim umowę. Wraz z Samem analizowaliśmy grę Lecha Poznań. Nasze dyskusje z właścicielem klubu przebiegły zgodnie z planem, a po spotkaniu usiedliśmy z Robertem i przygotowaliśmy dla niego wstępną propozycję kontraktu. Potem niestety wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. Miał lecieć do Wielkiej Brytanii, ale wszystkie loty zostały odwołane z powodu chmury pyłu wulkanicznego.
Nieco mniej zafascynowany Polakiem był przewodniczący klubu John Williams, który martwił się, że nasz kraj nie „produkuje” wielu świetnych napastników, co nie wróży dobrze na przyszłość. Pojawiły się pytania co do ceny, ponieważ ta wzrosła z 3 do 4 milionów funtów. Ostatecznie Robert, być może dzięki znajomości z Błaszczykowskim, trafił do Dortmundu.
Kością niezgody nie tylko okazała się kwota odstępnego, ale także wspomniana erupcja islandzkiego wulkanu Eyjafjallajokull. Większość lotów w Europie Północnej została odwołana, a jeden z nich miał właśnie przetransportować Lewandowskiego do Blackburn. Ostatecznie nic takiego się nie stało, a „Lewy” nigdy nie zasmakował gry w Anglii.