Środowy wieczór był dla Marcusa Rashforda wyjątkowy. I wcale nie chodziło tutaj tylko o pokonanie Jose Mourinho, ale o zwyczajne strzelenie dwóch bramek w spotkaniu z topową drużyną. Anglik po raz kolejny pokazał, że jeśli w tym sezonie trafia do siatki, to zazwyczaj robi to w starciach z najlepszymi.
Dwie bramki z Chelsea, Tottenhamem oraz kluczowe trafienia przeciwko Liverpoolowi oraz Leicester (tutaj z rzutu karnego). 22-latek pomimo słabego początku sezonu i miesięcznego oczekiwania na bramkę po rozbiciu „The Blues” na początku sierpnia, od pewnego czasu trafia regularnie do siatki, zajmując obecnie czwarte miejsce w klasyfikacji strzelców.
Skuteczność z klasowymi zespołami jest dobrą prognozą zważywszy na dzisiejsze derby Manchesteru. Dla Marcusa będzie to już ósme takiego typu spotkanie. Pierwsze rozegrał jeszcze w 2016 roku za czasów Louisa van Gaala, kiedy to jego gol zagwarantował trzy punkty „Czerwonych Diabłom”. Bramkarza „Obywateli” pokonał także rok później.
Patrząc jednak szerzej na dokonania Marcusa, regularność nie jest jego największą domeną. Nigdy w swojej karierze nie potrafił w ligowych rozgrywkach trafić ponad 10 bramek (Tammy Abraham dokonał tego podczas drugiego sezonu w Premier League), choć oczywiście zapewne dokona takiej sztuki w bieżącej kampanii. Co jeszcze ciekawsze – aż 17 z 36 bramek w angielskiej ekstraklasie zanotował w meczach przeciwko City, Liverpoolowi, Tottenhamowi, Chelsea, Arsenalowi i Leicester. Sam top.
Gdzie zatem leży problem? Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Rashford nie potrafi grać z głęboko osadzonymi defensywami. Anglik uwielbia dużo wolnego miejsca i grę z kontrataku, w której to może wykorzystać swoją szybkość. Jeśli spotyka się z chociażby Newcastle czy Crystal Palace – zaczyna miewać ogromne problemy. Podczas dzisiejszych derbów przeciwnicy stworzą mu idealne warunki do preferowanej przez niego gry. Pytanie tylko, czy koledzy z zespołu jakkolwiek mu pomogą wykorzystać swoje atuty.