„OMUJBORZECUD!” Hola hola, dajmy sobie na wstrzymanie. Jeszcze…

4 czerwca. Kadra trenuje, przygotowuje się do najważniejszej imprezy na świecie, a całą Polskę obiega informacja: „Kamil Glik w szpitalu. Uszkodził bark, uraz wygląda na poważny”. Od tamtego czasu minęło siedem dni, podczas których przeżyliśmy rollercoaster. Teraz znów zbliżamy się do szczytu oczekiwań, ale… no właśnie. Lepiej przyhamować.

Już chwilę po pechowej przewrotce, niezdający sobie sprawy z powagi sytuacji żartownisie pisali, że „spokojnie, rozbiega”. W końcu znamy Kamila z wyjątkowej twardości i niemal niezniszczalności. „Robocop” to chyba jedno z częściej używanych określeń, a wydarzenia z przeszłości tylko to potwierdzały. Za praktycznie każdym razem.

Teraz jest jednak inaczej. Osoby, które na feralnym treningu widziały upadek, od razu czuły, że to będzie coś groźnego. My tego nie widzieliśmy, ale chyba możemy zaufać, że naprawdę tak było. Godziny dłużyły się coraz bardziej wszystkim kibicom, aż w końcu optymizm upadł i usłyszeliśmy informację, że Kamil Glik nie ma szans wrócić na czas.

Małym przełomem okazał się dzień, w którym stwierdzono, że jednak nie będzie potrzebny zabieg. Małym, ponieważ sytuacja wciąż była poważna. Ludzie gdy tylko to usłyszeli, znów błyskawicznie nakręcili karuzelę pt. „Glik zdąży na mundial!”. Od tamtej pory każdy kolejny dzień wygląda podobnie, „tylko” skala entuzjazmu się zwiększa. Oczywiście na plus, co w sumie nie może dziwić, jeśli widzimy takie obrazki.

Huraoptymizm sam w sobie jest pozytywny, bo oznacza, że wszyscy trzymamy kciuki i życzymy Kamilowi zdrowia i możliwości gry na turnieju w Rosji. Wydaje się jednak, że zdecydowana większość kibiców już zaczęła skakać z radości i niedyskretnie nastawiać się, że polski obrońca na mistrzostwach zadba. Niestety nie jest to takie proste.

Tak – informacja o braku konieczności przeprowadzenia zabiegu była dla niego zbawienna. Tak – to, że opuchlizna zeszła tak szybko, to również plus i potwierdzenie, że ciało Kamila radzi sobie z urazami lepiej, niż inne. Tak – zaczął nawet poruszać ręką, może robić to w prawie każdym kierunku, ból odczuwa tylko w jednym położeniu. I na koniec, tak – sytuacja naprawdę wygląda dużo, dużo lepiej, niż jeszcze kilka dni temu.

To wszystko rzuca jednak błędne założenia, bo wcale nie jest tak kolorowo. Piłkarze po groźnych kontuzjach i urazach chodzić zaczynają dość szybko, co nie znaczy, że mogą biegać i kopać piłkę na pełnych obrotach. To też nie pływanie, w którym masz swój tor i jeśli podczas machania ręką nie czujesz bólu, to możesz płynąć. Kamil Glik jest obrońcą – to nie rola Iniesty, który swoją wirtuozerią często obchodzi się bez wielu kontaktów fizycznych z rywalem. Polak bazujący na sile i nieustępliwości nie może po prostu „móc ruszać ręką”.

Kalidou Koulibaly – kojarzycie, prawda? 195cm wzrostu i 90kg czystych mięśni. Wchodzi w pole karne na rzut rożny i w walce o piłkę z całym impetem wpada w Glika. Wyobrażacie to sobie? My wolimy nie, ze względu na wizję przeszywającego bólu. M.in. dlatego nie można przesadzać z emocjami. Do naszego meczu jeszcze ponad tydzień, więc w tym czasie Kamil będzie na pewno w jeszcze lepszym stanie. Może nawet uda mu się wrócić na któryś z późniejszych spotkań grupowych, a w razie awansu – na fazę pucharową. To wszystko oczywiście świetne i pozytywne wiadomości, ale równie dobrze może okazać się, że z ręką jest w porządku, ale nie na tyle, by móc przepychać się z rywalem lub ciągnąć go za koszulkę.

Biorąc pod uwagę powyższe, lepiej nie robić przesadnych nadziei ani sobie, ani innym. Kamil Glik to wojownik i zrobi wszystko, by wrócić, jednak też jest tylko człowiekiem (choć wyjątkowym). Informacje z ostatnich dni nt. jego barku cieszą i są zdumiewające, jednak jak na człowieka, który tego miejsca nie musi narażać. W przypadku piłkarza sytuacja wygląda inaczej i do sprawności wciąż daleka droga. Mimo wszystko trzymamy kciuki, SPOKOJNIE czekając na rozwój sytuacji. Spokój jest tu wskazany, nie dajmy się ogłupić. No, chyba że w żartach… Glik występujący na mundialu i zdobywający bramkę z przewrotki – to byłby z jego strony automatyczny materiał na historię dekady.

Załóż konto w ETOTO i odbierz zakład bez ryzyka do kwoty 100 zł