Dziś 2 listopada, czyli Zaduszki. Jedno z dwóch świąt, które mieliśmy właśnie obchodzić, gdyż tym drugim jest pojedynek Legii Warszawa z Realem Madryt. Od dawna wiadomo jednak, że jego przebieg nie będzie taki, jak oczekiwano parę miesięcy temu, a wszystko za sprawą grupy imbecyli, którym zachciało się obrażać fanów Borussii Dortmund. Zamiast fajerwerków, śpiewów i pasjonujących dwóch godzin będzie wyrób meczopodobny.
W sumie może to i lepiej, bo znów komuś zachciałoby się błaznować i narażać „Wojskowych” na straty. Skoro w trakcie derbów Trójmiasta pewna część zgromadzonych na stadionie beniaminka widzów postanowiła pobawić się w dwa ognie, ale bez pomocy piłki, lecz rac, nie wiadomo, czego moglibyśmy się spodziewać dziś wieczorem. A tak, wszystko jasne: puste trybuny, hymn Champions League, potem kilka goli „Królewskich” i po zabawie. Może bez emocji, ale też bez kompromitacji. Czasami ponoć spokój jest cenniejszy od emocji, więc tego się trzymajmy.
Brak kibiców przy Łazienkowskiej nie oznacza jednak, że nie należy wspierać mistrza Polski. Nawet jeśli ktoś twierdzi, że wynik jego pierwszej potyczki z Realem był – wbrew opinii wielu dziennikarzy i tzw. ekspertów – kompromitacją. Pięć goli straconych i jeden strzelony nie napawają nikogo dumą, ale też trzeba mierzyć siły na zamiary. Jeśli tym razem legioniści stracą mniej goli, strzelając przy tym choć raz, powinniśmy być zadowoleni. Nie jest bowiem winą podopiecznych Jacka Magiery, że na co dzień grają w słabej lidze, a ich trenerzy zamiast wyciskać z nich siódme poty, wciąż hołdują mitycznej, polskiej świeżości.
Szkoda jedynie – jak to zwykle bywa w przypadku nakładania jakichkolwiek kar – dzieciaków, które nie będą mogły dziś wejść na stadion i z pootwieranymi ustami przyglądać się, jak ich piłkarscy idole z Madrytu grają tuż obok nich. Może nawet któryś podszedłby do małych adeptów futbolu i przybił z nimi piątkę? Kto wie… A tak młodzieży pozostanie jedynie dalsze wycinanie ich plakatów z „Bravo Sport” i ciułanie pieniędzy z kieszonkowego na bilet lotniczy do Madrytu.
Pozostaje tylko mieć na dzieję, że w przyszłości UEFA wprowadzi nowy rodzaj karania piłkarskich kiboli, który dla innych mógłby okazać się… nagrodą. Bo w sumie czemu za głupotę dorosłych (dodajmy: niektórych) mają cierpieć najmłodsi? Wiadomo, że zamknięcie stadionu Legii przyniesie jej wielkie straty, ale też przede wszystkim wstyd na całą Europę. Puste miejsca na trybunach wyglądają, delikatnie mówiąc, niekorzystnie, co także w pewnym sensie uderza w UEFA, gdyż tak elitarnym rozgrywkom, jak Liga Mistrzów, nie przystoi przeprowadzanie spotkań bez udziału publiczności.
Dlaczego więc zarządzana przez Aleksandra Ceferina organizacja nie wpadła dotąd na pomysł, by – jeśli już musi – nie wpuszczać na dany mecz dorosłych, ale za to w ich miejsce zaprosić np. dzieci z domów dziecka albo ubogich rodzin? Wiadomo, że nie rzucaliby oni w siebie nawzajem racami czy przezwiskami, lecz siedzieli wpatrzeni w to, co dzieje się na boisku. Dla Legii taki typ kary byłby o wiele mniej gorzką pigułką do przełknięcia, gdyż mogłaby zyskać wielkie grono nowych kibiców, których część w przyszłości, być może, zostałaby członkami jej akademii. Nie trzeba poza tym wspominać, że wiele dzieci mogłoby spełnić swoje marzenia. Brzmi banalnie, ale pewnie wszystkie z nich tak by to odebrały.
Dziś młodzież nie zawsze może raz w roku przebrać się za ducha, kościotrupa czy innego wilkołaka i pobiegać z kolegami od domu do domu, by zebrać trochę cukierków, ponieważ wiara jej rodziców nie pozwala na świętowanie Halloween. Tak, jakby to rzeczywiście był grzech śmiertelny, za uczynienie którego można znaleźć się w ostatnim kręgu piekła Dantego w towarzystwie Judasza, Brutusa i Kasjusza. UEFA zachowuje się podobnie jak tego typu rodzice. Mówi: to i to nam się nie podoba, więc zamykamy stadion. Dla WSZYSTKICH. To nic, że tylko kilkudziesięciu idiotów zawiniło, nie wejdziecie i już. Nawet jeśli macie po kilka lub góra kilkanaście lat i nie stanowicie żadnego zagrożenia dla przebiegu spotkania.
Tylko, że wytłumaczyć dziecku, dlaczego nie może wziąć udziału w amerykańskim święcie, jest chyba mimo wszystko łatwiej, niż pocieszyć je po tym, jak dowiedziało się, że nie obejrzy na żywo Realu, który nad Wisłę przybywa raz na kilkadziesiąt lat, choć miało już w ręku bilet na jego mecz z Legią. Dlatego miło by było, gdyby w przyszłości UEFA postanowiła przy karaniu dorosłych oszczędzić chociaż ich latorośle.