Dwie nieudane przygody w Atletico Madryt oraz Benfice mogły zweryfikować marzenie Raula Jimeneza o poważnym graniu na europejskim topie. Plany o powrocie do ojczyzny buzowały w jego głowie aż do telefonu Jorge Mendesa, który w Wolverhampton po wprowadzeniu „swojego” trenera miał zamiar dokonać podobnego zabiegu z piłkarzami, głównie z rodakami. Szanse otrzymał także Jimenez, który niczym tlenu potrzebował ucieczki z Lizbony.
Jeśli dziś mielibyśmy wytypować pięciu najbardziej niedocenianych zawodników Premier League, to napastnik „Wilków” bez wątpienia musiałby się znaleźć na takowej liście. W 2019 roku 34 bramki i 16 asyst dla klubu oraz reprezentacji. Lepiej z pięciu topowych lig radzą sobie tylko Leo Messi, Karim Benzema, Robert Lewandowski, Kylian Mbappe, czy Raheem Sterling. Imponujące nazwiska, a wśród nich odrzut z „Rojiblancos”, który u Diego Simeone przepadł niemalże jak większość napastników w ostatnich latach z wyjątkiem Antoine’a Griezmanna.
Przenosiny Jimeneza do Anglii były pewnego rodzaju zaskoczeniem nie tylko dla niego. Trzy lata spędzone w Portugalii bez wątpienia nie skończył się tak, jak to sobie wyobrażał. Przeciętność – to najlepsze słowo opisujące tę przygodę, bo jak inaczej nazwać 30 bramek w 120 spotkaniach? Tragedii nie ma, ale kiedy Benifca płaci ponad 20 milionów euro za zawodnika, liczy na jego sprzedaż za dwa lub trzy razy więcej. W 2019 roku (po rocznym wypożyczeniu) poniekąd zarobili na nim 39 milionów euro, ale te pieniądze jeszcze rok temu nie musiały być takie pewne.
Kluczem Jorge Mendes
Premier League jest mu zwyczajnie pisana. Jeszcze przed transferem do Benfiki regularnie otrzymywał oferty od West Hamu. Uzgodniono nawet z Atletico porozumienie w sprawie wypożyczenia, ale umowa nigdy nie została sfinalizowana. Jimenez twierdził, że zaspał i… spóźnił się na lot do Anglii. Tak brzmiała wersja oficjalna. Z kolei ta nieoficjalna donosiła o zmianie decyzji w ostatniej chwili. Jeśli wsiadłby do samolotu, nie miałby już odwrotu. Takie zachowanie sprawiło, że skauci omijali go szerokim łukiem. Nieregularność w zdobywaniu bramek oraz niedotrzymywanie umów. Władze klubów angielskiej ekstraklasy mają za sobą przeróżne przygody z latynoskimi piłkarzami, więc Raul niejako miał spalony grunt w tym kraju. Do czasu.
Kto bowiem potrafi odmówić Jorge Mendesowi i jego wybielonym zębom? Oglądając film o Cristiano Ronaldo portugalski agent wygląda na człowieka, który jednym gestem czy słowem potrafi zjednać do siebie ludzi. Władze Wolves nie mogli mu powiedzieć „nie”, kiedy pokazał im Raula, który być może nie był w najlepszym momencie kariery, ale potencjał posiadał nadal wielki. Świat po raz pierwszy usłyszał o nim w 2012 roku podczas Igrzysk Olimpijskich, a jego reputacja szybko rosła aż do momentu przenosin na półwysep Iberyjski. Tęsknota za domem, brak aklimatyzacji i mieszkanie w hotelach. Walczył jedynie przez rok, ale z perspektywy czasu odejście do Portugalii za sprawą znajomości ze wspomnianym Mendesm okazało się strzałem w dziesiątkę.
Osobiste telefony potrafią zdziałać cuda. Wie o tym Jose Mourinho, który wielokrotnie w ten sposób przekonywał zawodników do zasilenia prowadzonego przez niego klubu. Z podobnego założenia wyszedł Nuno Espirito Santo. Ale co ten biedny Raul Jimenez miał mu odpowiedzieć? Ze się nie zgadza? Dla Meksykanina to było jak koło ratunkowe, aby jeszcze przez moment pomarzyć o zrobieniu wielkiej kariery.
– Powiedział, że chce mnie w swoim zespole. Podobał mu się mój styl gry, ale szczerze powiadomił mnie o sporej konkurencji w składzie. Chciał, żebym był jego środkowym napastnikiem, lecz musiałem to sobie wywalczyć. Wykorzystałem te okazje – wspomina napastnik.
Trudno nie przyznać mu racji. Jimenez to obecnie kluczowy gracz Nuno. „Wilki” po raz pierwszy od 1980 roku występują w europejskich pucharach, w których 28-latek czuje się jak ryba w wodzie. Dobrze wiedzie mu się także w lidze, która poziomem przewyższa kilkukrotnie portugalskie rozgrywki. 13 bramek podczas debiutanckiej kampanii to niezły wynik, choć dla szkoleniowca Wolves ważniejsze było przystosowanie się zawodnika do zespołu. Przy nim rozwijają się przede wszystkim inni piłkarze, tacy jak Diogo Jota oraz ten nieszczęsny Adama Traore. To także ogromny walczak, który po złamaniu nadgarstka w marcu wystąpił w starciu przeciwko Chelsea. Z urazem oczywiście borykał się przez długi czas, nawet podczas wygranego turnieju Gold Cup przez Meksyk zakończony nagrodą MVP dla napastnika Wolves. Z powodu udziału w tej imprezie w ciągu ostatnich 15 miesięcy miał on tylko cztery tygodnie wakacji.
Większy niż Wolves
Transfer snajpera przyniósł dla klubu sporo dobrego pod kątem marketingowym. Mimo że w Meksyku mecze Premier League są dość często pokazywane o poranku, to tamtejsi kibice regularnie oglądają poczynania swojego idola. Jak wiele Raul znaczy dla tego kraju pokazują także liczby obserwujących w mediach społecznościowych.
Większość zwolenników pochodzi oczywiście z Meksyku, a koszulka 28-latka sprzedaje się najlepiej ze wszystkich graczy w całym klubie. Co ciekawe, tylko dwóch innych zawodników Premier League, czyli Sergio Aguero i Mesut Oezil mogą pochwalić się większą popularnością niż ich kluby w powyższych mediach.
Taka popularność to nie tylko jednak liczby. W wywiadzie dla „Telegraph” wspomniał, że podczas wakacji w swojej ojczyźnie do sali kinowej wchodzi dwie minuty przed seansem, wcześniej spędzając czas w specjalnym pokoju w oczekiwaniu na wejście wszystkich osób na seans. Mimo to nie uniknie rozdawania autografów, ponieważ fakt, że obok mnie siedzi Raul Jimenez rozprzestrzenia się mimowolnie. On jednak nie narzeka. Wie, że tak wygląda rzeczywistość w jego rodzinnym mieście Tepeji i rozumie swoją rangę lokalnego bohatera. Jakkolwiek narcystycznie to zabrzmi.
Zafascynowanie tym napastnikiem ma miejsce oczywiście nie tylko w jego rodzinnych stronach, lecz w całym kraju. Jimenez jest obecnie jedynym Meksykaninem w najpopularniejszej lidze na świecie. Podobny szał miał miejsce, kiedy Manchester United zasilił Javier Hernandez. „Chicharito” po drodze zwiedził już kilka klubów, a po przygodzie z West Hamem opuścił Anglię. Casus tego gracza udowodnił, że wcale nie musisz być globalną marką, aby w tym Meksyku mieć za sobą rzeszę sympatyków.
Przygoda Jimeneza pokazuje, jak wiele w futbolu zależy od przypadku. Kto wie, być może jego walizki na samolot do Meksyku zostały spakowane. Piłkarską karierę odmienił jeden telefon. Czy ma czego żałować? Oczywiście – w ojczyźnie pomimo niepowodzenia nadal miałby status wielkiej gwiazdy. Zawodnicy w tym kraju są czczeni przez kibiców i korzystają z wygodnego życia. Tym bardziej wybranie chłodnej Anglii budzi nasz podziw, ale pójście na przekór i odniesienie sukcesu w topowej lidze jest chyba warte takiego wyrzeczenia.