Loris Karius trafił na pierwsze strony gazet po finale Ligi Mistrzów w 2018 roku. Powody były dość oczywiste i choć od tamtego momentu minęły prawie dwa lata, to bramkarz nadal ma ogromny żal, że sytuacja potoczyła się w ten sposób.
W wywiadzie dla niemieckiego dziennika „BILD”, postanowił opowiedzieć o tej niezbyt udanej nocy. Jakiś czas po spotkaniu „Los Blancos” pojawiły się pogłoski na temat wstrząsu mózgu, którego golkiper miał się nabawić po starciu z Sergio Ramosem. Jednak to co najgorsze działo się nie w trakcie meczu, ale tuż po nim.
– Otrzymałem groźby śmierci. Ale nie mogę brać ich poważnie. Pochodzą od ludzi, którzy wysyłają je anonimowo i nigdy nie pokazują swoich twarzy w swoich profilach. Kiedy ludzie mnie widzą na ulicy, to nie padają takie słowa.
– Miałem wstrząs mózgu po ciosie Sergio Ramosa i ograniczyło to moją wizję. Potwierdziło to badanie ekspertów. Na początku byłem zadowolony, ponieważ wiedziałem dlaczego to się wydarzyło. Jednak nie chciałem, aby ta informacja pojawiła się w mediach. Po tym wycieku otrzymałem wiele obraźliwych wiadomości. Ja nigdy nie użyłem tego jako wymówki. Kiedy ludzie śmieją się z kogoś, kto ma poważny uraz głowy, to niezbyt to rozumiem. Jeśli czytasz wszystkie publikacje, to nie możesz spać przez kilka dni. To szaleństwo, co ludzie potrafią napisać w internecie.
Niecałe trzy miesiące po tym spotkaniu Karius trafił na dwuletnie wypożyczenie do Besiktasu. W Turcji nie wiedzie mu się jednak najlepiej. Sporo popełnionych błędów sprawia, że jego powrót na Anfield przy obecności Alissona i Adriana nie ma jakiegokolwiek sensu. Jaka zatem przyszłość czeka 26-latka?
– Nie chciałbym spekulować. Faktem jest, że mam kontrakt z Liverpoolem do 2022 roku. W tej chwili koncentruję się na tym sezonie w Besiktasie. Za wcześnie jest mówić o tym, co wydarzy się latem. Zwłaszcza teraz nikt nie wie, co stanie się z koronawirusem. Trener bramkarzy John Achterberg pisze do mnie prawie co tydzień. Czasami rozmawiam z Jürgenem Kloppem, zwyczajnie mam kontakt ze wszystkimi.