Kepa pod presją. Lampard wyznaczył już jego następcę

Kepa Arrizabalaga już drugi raz podczas swojej krótkiej kariery w Chelsea boryka się z dość poważnym problemem. Hiszpan po słabej rundzie jesiennej został odsunięty od pierwszego składu przez Franka Lamparda. Na jak długo? Póki co tego nie wiemy. Jednak jeśli forma bramkarza rzeczywiście nie ulegnie poprawie, obecny sezon może być jego ostatnim na Stamford Bridge.

25-latek latem 2018 roku trafił do stolicy Anglii za rekordowe – jak na bramkarza – 80 milionów euro. Wówczas pojawiały się głosy, że to stanowczo za dużo jak za tej rangi gracza. „The Blues” zostali w tamtym momencie postawieni pod ścianą i musieli w ostatnie dni okienka reagować na odejście Courtois. Pośpiech okazał się jak widać złym doradcą. Pomimo w miarę solidnej pierwszej kampanii, ta druga jest dla Kepy katastrofalna. Stracone 32 bramki w 24 meczach Premier League mówią same za siebie.

Do tej pory udało mu się zakończyć zaledwie pięć spotkań bez straconej bramki. Oczywiście – nikt nie neguje faktu, że obrona Chelsea mu wyjątkowo nie pomaga, ale podobnie mogą powiedzieć bramkarze zespołów chociażby z dołu tabeli. Tymczasem biorąc pod uwagę różnicę celnych strzałów (69) do udanych interwencji (41), daje to fatalne wyniki. Spośród wszystkich golkiperów w angielskiej ekstraklasie Kepa pod tym kątem posiada najgorsze statystyki.

Lampard na tak. Zarząd już niekoniecznie

Nic zatem dziwnego, że Frank Lampard nalega na zmiany. Tacy bramkarze jak Dean Henderson i Nick Pope zostali powiązani z przeprowadzką na Stamford Bridge, lecz najnowsze plotki z Francji sugerują, że priorytetem na letnie okienko uznano Mike’a  Maignana. Francuz jest zawodnikiem Lille od 2015 roku, a w swoim zespole regularnie występuje od trzech sezonów.

Zakup nowego bramkarza będzie jednak dość problematyczny. O ile szkoleniowiec Chelsea wykazuje przekonanie do tego ruchu, tak zarząd już niekoniecznie. Po sławnej scysji z Maurizio Sarrim, Kepa także po kilku meczach wrócił do regularnej gry. Władze londyńskiego zespołu zdają sobie sprawę, że obecnie trudno będzie im uzyskać ze sprzedaży tego zawodnika choćby połowę zainwestowanych pieniędzy. Dodatkowo problemem byłaby jego pensja na poziomie 150 tysięcy funtów, której raczej żaden klub na świecie nie chciałby pokryć.

Wszystko zmierza do pewnego zatargu między Lampardem a zarządem Chelsea. Do lata Kepa może jednak wrócić do swojej dawnej dyspozycji i udowodnić, że ta inwestycja nie była tylko problematycznym szaleństwem ze strony jego pracodawcy.

Komentarze

komentarzy