Drużyna Blackpool w 2010 roku awansowała w wielkim stylu do Premier League. Nikt na nich nie stawiał, ale to właśnie ekipa Iana Holloway’a spełniła marzenia fanów i wygrała mecz finałowy play-off. Po roku spadła z ligi, ale the Tangerines rozegrali kilka świetnych meczów i zyskali szacunek kibiców w całej Anglii.
Po spadku w zespole działy się dziwne rzeczy. Dyrektorzy walczyli ze sobą o wpływy. Właściciele nie mogli dojść do porozumienia w sprawie strategii dla klubu. W takiej atmosferze drużyna pogrążała się w coraz większym marazmie. Na początku zeszłego sezonu klub miał ośmiu zawodników z profesjonalnymi kontraktami. Sklecono „jakiś skład”, ale było to zdecydowanie za mało nie tylko na utrzymania, ale nawet na nawiązanie walki. Blackpool zleciało z ligi z hukiem i pobiło przy tym kilka niechlubnych rekordów. W ostatnich dwóch latach kibice kilkukrotnie protestowali przeciwko właścicielom – rodzinie Oyston, która przejęła klub w 1987 roku. Po którymś proteście z rzędu Karl Oyston skrytykował kibiców w chamski sposób, za co FA zawiesiła go na 6 tygodni i ukarała 40 tys. funtów. Rzecz bez precedensu. W lutym w proteście wzięło udział około 1000 osób.
Po ostatni meczu sezonu kibice dali upust złości wbiegając na płytę stadionu. Fani żądali odejścia Oystonów. Właśnie wtedy pojawił się inwestor, który chciał przejąć klub, ale rodzina Oyston nie mogła porozumieć się z mniejszościowym właścicielem Valerim Belokonen i temat upadł. Kibice mieli dość, w ciągu kilku tygodni zebrali sporą sumę i są skłonni odkupić klub. Stowarzyszenie kibiców zebrało aż 16 mln funtów i jest zdeterminowane, żeby przejąć Blackpool FC.
Przygotowaliśmy sensowną propozycję i to postępowanie w logiczny sposób ma zakończyć problemy klubu. Nie widzimy podstaw by sądzić, że z ludźmi, którzy teraz rządzą, nasza drużyna może znowu odnosić sukcesy. Co więcej, sądzimy że sytuacja finansowa po kolejnym spadku będzie jeszcze gorsza i odbije się to na postawie drużyny. Nie chcemy podążyć ścieżką innych klubów, które przez nieudolne zarządzanie otarły się o likwidację – mówi prezes stowarzyszenia.
Stowarzyszenia kibiców uratowały Crystal Palace i Bournemouth. Jedni grają w Premier League, a drudzy właśnie do niej awansowali. Mają już nowych właścicieli, którzy zarządzają klubami „z głową”. Portsmouth również wychodzi na prostą i w ciągu ostatnich kilku lat spłacili długi, które uniemożliwiały normalne funkcjonowanie. Zapewne powrót na szczyt zajmie jeszcze kilka lat, ale bez kibiców zespół z ogromnymi tradycjami przestałby istnieć.
(O Portsmouth przeczytacie tu – https://zzapolowy.com/portsmouth-fc-jak-feniks-z-popiolow)
Dla Anglików klub to nie tylko piłka, ale również, a może przede wszystkim miejsce spotkań, krzesełko, na którym siedziało się przez ostatnie kilka lub kilkanaście lat i ludzie, obok których się śpiewa, klnie. Można powiedzieć, że to ważny element życia. Budujące jest to, że kibice potrafią się tak zjednoczyć i ruszyć do działania. Wola walki o klub budzi szacunek.