Premier League jest ligą bez wątpienia wyjątkową. Zawodników klasy światowej (lub aspirujących do niej) można spotkać tu nie tylko w drużynach z czołówki, ale także środka stawki. Nawet tej odleglejszej części. Czy wobec tego piłkarze na Wyspach są pod jakimś względem lepsi od reszty?
Rozdzielając wszystkich na pozycje, warto rzucić okiem na napastników. W Premier League może nie ma Messiego, Ronaldo czy Suareza, ale po angielskich murawach biega wielu świetnych zawodników, których zadaniem jest zdobywanie bramek. Przynajmniej teoretycznie, bo nie zawsze im się to udaje.
Analizując historię angielskiej elity, przypadki, w których król strzelców zdobył ponad 30 bramek, należą do mniejszości. Od 1997 roku takich sytuacji było jedynie sześć. W tym roku także będzie o to trudno, gdyż prowadzący Aguero, Salah i Aubameyang na trzy kolejki przed końcem sezonu mają na koncie po 19 trafień.
Dużo wskazuje na to, że możemy być świadkami najgorszego pod tym względem sezonu od ośmiu lat – w 2011 roku Berbatov i Tevez skończyli ligę z 20 trafieniami. Czy jest to dziełem przypadku lub lepiej broniących drużyn? Chyba po prostu trzeba spojrzeć na zestawienie zmarnowanych dogodnych sytuacji…
Gdyby tacy Aubameyang i Salah trafili połowę „setek”, które zmarnowali, byliby bardzo blisko dobicia do magicznej bariery 30 trafień. Salah miałby nawet okazję wyrównać swoje osiągnięcie sprzed roku, kiedy zdobywając 32 bramki ustanowił najlepszy wynik w Premier League od 1995 roku. To poniekąd tłumaczy, dlaczego wiele osób uważa, że Egipcjanin notuje dużo gorszy sezon niż przed rokiem – po prostu brakuje skuteczności.
„No risk – no fun”
Życie napastnika oparte jest jednak na próbowaniu – im więcej uderzasz, tym większa szansa na bramkę. Wiadomo, że w związku z tym pojawią się spektakularne pudła. Wystarczy spojrzeć na współczynnik spodziewanych bramek Roberta Lewandowskiego w porównaniu do rzeczywistego dorobku. Jest on dramatycznie niski, a Polak mimo tego pewnie zmierza po kolejną koronę króla strzelców Bundesligi.
Wracając do Premier League, słabo wyglądają pozycje numer 2 i 3. Jeśli napastnik mimo marnowania wielu okazji trafia podobną liczbę, nie ma tragedii. Dorobek np. Gabriela Jesusa – 7 bramek i 17 zmarnowanych dogodnych okazji – wyglada bardzo słabo. Widzimy przy okazji, jak ważna dla napastnika jest regularna gra. Brazylijczyk gra mało, brakuje mu odpowiedniego wyczucia i oto są efekty.
A wy, co o tym myślicie? Czy któraś z powyższych pozycji zaskoczyła was bardziej, niż reszta?