Kiedy zaczniemy grać w piłkę?

To będzie kolejny tekst narzekający na rzeczywistość. Ameryki nie odkryjemy stwierdzeniem, że w Polsce mamy kłopot z graniem w piłkę i wcale nie chodzi tutaj o wyniki, ale o dosłowność tego stwierdzenia. Przerwać albo wybić? Proszę bardzo. Zagrać atakiem pozycyjnym, kreować i prowadzić grę? Lepiej nie, lepiej zagrajmy z kontry. Niestety kilka ostatnich przykładów skłania do takich, a nie innych przemyśleń.

Punktem wyjścia były dwa mecze młodzieżowych drużyn. Najpierw Legia–Ajax w młodzieżowej Lidze Mistrzów, a we wtorek Polska–Dania w ramach eliminacji do Euro U-21. Wyniki obu starć diametralnie różne – porażka 1:4 legionistów oraz wygrana 3:1 młodzieżówki. Dlaczego więc zestawiamy te mecze jako tożsame? Przyczyna jest prosta, podobny sposób gry.

Mecz w Warszawie był – jak się wydaje – ostatnim meczem europejskich pucharów w tym sezonie w Polsce… Niestety Ajax był lepszy przynajmniej o kilka klas. Piłkarsko lepszy. Wszyscy pod grą, wymiana pozycji, nawet pomiędzy środkowym a prawym obrońcą i gra w piłkę. Wśród Legii miał się wyróżniać Sebastian Szymański – flagowy talent akademii – ale trudno powiedzieć, żeby zachwycił. Po prostu był na boisku. Legioniści tracili mnóstwo piłek, będąc pod pressingiem, wybijali na oślep i krótko mówiąc – nijak nie przypominali drużyny grającej w CLJ, a niemal wszystkich tych zawodników autor tych słów miał okazję oglądać w juniorskich rozgrywkach i nigdy nie mieli takich kłopotów z grą.

Mecz z Danią wygrany 3:1, więc teoretycznie powinniśmy być zadowoleni, jednak pojawiły się, słuszne, głosy, że przy całej radości z wyniku nie można zapominać o grze. Duńczycy wyglądali naprawdę lepiej, mieli po swojej stronie wielką gwiazdę – Kaspera Dolberga – a większość zespołu, który powołał Niels Frederiksen, gra na co dzień w rodzimych rozgrywkach. Skandynawska piłka kojarzy się teoretycznie z silnymi fizycznie zawodnikami, a tymczasem przyszłość reprezentacji z Kraju Hamleta zapowiada się nie najgorzej.

Przyjemnie natomiast słuchało się uwag komentujących mecz Mateusza Borka i Pawła Golańskiego. Były reprezentant Polski przyznał, że pomysł na mecz był dobry, bo z takim przeciwnikiem i takimi możliwościami naszego zespołu po prostu trzeba się dostosować. Borek wspomniał, że taktycznie na dużym boisku wyglądaliśmy dobrze, ale gdyby takie spotkanie odbywało się w hali i grano przykładowo 5 na 5, to już nie byłoby tak różowo dla Polaków.

Punkty wspólne? Cztery strzelone gole, z których dwa były wynikiem kretyńskich pomyłek rywali. Jeden kapitalnego strzału zza pola karnego, a jeden genialnego przerzutu Pawła Bochniewicza oraz „gazu” Konrada Michalaka. Niestety, w żadnym z tych przypadków trudno mówić o grze zespołowej, o przemyślanej akcji.

Oczywiście trudno mieć pretensje o sposób grania do Czesława Michniewicza. To nie on tych zawodników wychowywał, to nie on stał nad nimi i wkładał im wiedzę do głowy. Jego rolą jest rozwinąć, w jakimś stopniu, tych piłkarzy, dać im szansę zrobienia postępu gwarantującego szansę w reprezentacji wyżej, no i osiągnięcie satysfakcjonującego wyniku. Michniewicz korzysta z tego, co ma, i jeśli widzi, że nie ma odpowiedniej liczby piłkarzy kreatywnych, a przeciwnikiem będzie grająca otwarty futbol Dania, to wybiera grę bezpośrednią – z kontry.

Słuchajmy specjalistów

W tej całej sprawie warto posłuchać podcastu „Cafe Kopalnia”, w którym Piotr Żelazny oraz Michał Zachodny przepytują Radosława Mozyrko, koordynatora akademii Legii, o szkolenie w Polsce. I można powiedzieć jedno. Nareszcie! Nareszcie ktoś, kto jest w środku, mówi o wszystkim jasno, przejrzyście, również na swoim przykładzie.

M.in. mówi o tym, że jesteśmy piłkarskim… trzecim światem, i niestety ma rację. Poza tym kilka cytatów wartych uwagi, jak te o „produkowaniu” piłkarzy destrukcyjnych. Środkowych obrońców, defensywnych pomocników czy bocznych obrońców biegających od linii do linii. Brakuje nam „ósemek” i „dziesiątek” – czyli zawodników kreatywnych. Powiedzmy sobie szczerze, w pierwszej reprezentacji mamy jednego kreatywnego zawodnika – Piotra Zielińskiego. Reszta ofensywnych zawodników – wyłączając Lewandowskiego i Milika – bazuje głównie na szybkości.

Ale z drugiej strony, skoro już produkujemy defensywnych pomocników, to dlaczego nie moglibyśmy mieć takich w stylu Stanislava Lobotki? To jest bardzo wdzięczny przykład. Słowak gra przed środkowym obrońcami, ale nie jest to przecinak w stylu Góralskiego, ale ktoś, od kogo można wymagać naprawdę wiele. Przerwie akcję niekoniecznie wślizgiem, więc nie będzie widowiskowy, ale gdy przejmie piłkę, to nie będzie musiał jej oddać blisko ustawionej „ósemki” czy „dziesiątki”, tylko sam zainicjuje akcję.

Skoro Lobotka ma służyć za przykład, to zobaczmy, skąd przyszedł do Celty Vigo? FC Nordsjelland! Powiedzmy sobie szczerze, gdyby któryś z polskich utalentowanych zawodników poszedł do klubu tego pokroju, to prawdopodobnie wraz z agentem zostaliby przez opinię publiczną zjedzeni i wypluci jeszcze przed pierwszym występem.

Najlepiej iść do jak najmocniejszego klubu, im wyżej, tym lepiej. A jak zapłacą kilka milionów euro, to już gwarancja gry, że hoho… No nie, tak to nie działa, o czym brutalnie przekonał się Bartosz Kapustka, który stracił niemal 1,5 roku i z podstawowego zawodnika reprezentacji na Euro 2016 zjechał do jednego z wielu w młodzieżówce. Jan Bednarek również wybrał drogę Kapustki, a więc grę w Premier League… U-23.

Dla kontrastu, kilka lat starszy Jacek Góralski wybrał Ludogorec Razgrad i – zgodnie z przewidywaniami – został skrytykowany po całej linii. Oczywiście, poziom ligi bułgarskiej nie jest najwyższy, prawdopodobnie niższy od polskiej, ale poszedł do klubu, który regularnie gra, a nie grywa, w pucharach, wygrywa kolejne trofea.

Podobnie w przypadku Tomasza Kędziory, który z racji pozycji oraz wieku mógł wybrać mocniejszy zespół i trafił do Dynama Kijów. Na Ukrainie od początku wojny nie jest kolorowo, czego przykładem Metalist Charków czy Dnipro, ale nadal Szachtar Donieck, Dynamo to są ekipy obracające pieniędzmi nieosiągalnymi dla naszych ligowców, a taka Zorja Ługańsk potrafi punktować w pucharach przeciwko Hercie Berlin czy Athleticowi Bilbao.

Kędziora w Kijowie ma wszystko, czego trzeba. Gra w lepszej lidze, klubie utytułowanym, na który skauci zwracają uwagę. Dodatkowo przez najbliższych kilka miesięcy będzie oblegany przez dziennikarzy z racji finału LM, zatem większa uwaga będzie poświęcona samemu klubowi.

Wracając do Duńczyków, warto zwrócić uwagę na kilka aspektów. Owszem, są przedstawiciele drugich zespołów znanych ekip – bramkarz Iversen w Leicester, Jacob Bruun Larsen w Borussii Dortmund, a Nikolai Laursen w PSV. Tyle że ostatni gra na poziomie drugiej ligi holenderskiej, która jest przedsionkiem dla wielu talentów i z łatwością można znaleźć w ostatnich latach wielu bardzo utalentowanych piłkarzy grających w rezerwach Ajaxu, PSV czy Feyenoordu, którzy dzisiaj stanowią o sile tych zespołów albo poszli wyżej. Bruun Larsen rok temu grał jeszcze przeciwko Legii w młodzieżowej LM, w obecnych rozgrywkach dostał już szansę w pierwszym zespole BVB i zapewne zagra więcej, bo wiek na pewno nie będzie przeszkodą, skoro grają Zagadou czy Sancho.

Pomijamy kompletnie Dolberga, bo to nie jest zawodnik na młodzieżówkę, lecz dorosłą kadrę i zapewne w czerwcu będzie grał na mundialu w Rosji. Swoją drogą John Steen Olsen, skaut Ajaksu, który odkrył Ibrahimovicia czy Christiana Eriksena zagroził nawet odejściem, gdyby wtedy Ajax nie zdecydował się pozyskać Duńczyka, bo uważał go za gigantyczny talent!

Radosław Mozyrko (fot. legia.com)

Zmiany trwają i „trwają mać”

Swoją drogą warto przy okazji spotkania z Danią warto wspomnieć o kulisach reprezentacyjnych. Mateusz Borek wspominał o tym, że Duńczycy wysłali swojego szpiega do Gniewina, gdzie reprezentacja Polski stacjonowała przed meczem z Wyspami Owczymi! Kontynuując wątek organizacyjny, wszystko pokazuje, na jakim etapie się znaleźliśmy. W reprezentacjach młodzieżowych wszystko jest przygotowane na tip-top, piłkarze na mecze latają nawet czarterami, a siedzący obok na stanowisku komentatorskim Paweł Golański z rozrzewnieniem wspominał, że za jego czasów, czyli kilkanaście lat temu, realia panowały zupełnie inne.

Inne realia panują również w sposobie gry. Era grania „lagi” do przodu, oby, minęła bezpowrotnie w szkoleniu młodzieży. Mozyrko wspominał, że na szczęście także powoli odchodzi się od stawiania na wysokich i silnych zawodników. Mówi o tym, że w Anglii coraz częściej z takich zawodników korzysta się świadomie – a więc wystawia się takich zawodników maksymalnie dwóch, trzech tak, by „chronili” swoich lepszych kolegów.

Jest większa świadomość trenerów, którzy odchodzą od grania na wynik, stawiających na rozwój zawodników, choć wielokrotnie mają przez to kłopoty ze strony rodziców czy władz klubu. Bo skoro nie ma wyników, to znaczy, że słaby trener… Przy okazji, coraz więcej mamy w Polsce trenerów stricte młodzieżowych i dla przykładu, w Legii najwięcej nie zarabiają ci, którzy trenują najstarsze roczniki, a najlepsi – nawet koordynatorzy prowadzący najmłodsze grupy.

Ciekawą rzecz jeszcze powiedział, o „boomie” na piłkę, dzięki Euro 2012. Wtedy, gdy Mozyrko pracował w Pruszkowie, przed turniejem w Zniczu trenowało 300 dzieci, a „efekt Euro” pozwolił podwoić tę liczbę! Prawdopodobnie dotyczy to każdego klubu, a te liczby za sprawą ubiegłorocznego Euro oraz mundialu za kilka miesięcy będą tylko rosły. W końcu wszyscy wzorują się na Lewandowskim, popularyzacja za sprawą kanału Łączy Nas Piłka, więc trzeba z tego korzystać i kształtować zawodników grających w piłkę, a nie jedynie ją wybijających. Jak? To już zadanie dla fachowców i niech trenerzy robią swoje, a reszta – oby nie przeszkadzała…

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400 zł