Klątwa opaski Arsenalu. Czy tym razem historia się powtórzy?

O istocie roli kapitana w drużynie nie trzeba za wiele mówić. Jeden piłkarz czasem może wpłynąć na postawę pozostałych, dziesięciu zawodników na murawie. Z tego też powodu, szkoleniowcy z reguły poświęcają wiele czasu, by wybrać właściwego lidera w składzie. Od wielu sezonów, takiego wyraźnego przywódcy nie ma Arsenal. Wybitnie pokazuje to trwająca kampania. Najpierw, kapitanem był Granit Xhaka, następnie rolę przejął Pierre-Emerick Aubameyang. Czy Gabończyk postąpi podobnie, jak kilku byłych graczy „Kanonierów”? 

Przez wiele lat, londyński zespół nie miał żadnych problemów z wyborem lidera. Tę funkcję pełnił w drużynie Tony Adams, który całą swoją karierę spędził właśnie w Arsenalu. Środkowy defensor przygodę z futbolem rozpoczynał w młodzieżowych zespołach „Kanonierów”, by w 1983 roku awansować do pierwszej ekipy klubu. Pięć lat później, Adams został kapitanem Arsenalu. Ważny obowiązek w drużynie angielski obrońca pełnił do… 2002 roku! Przez czternaście lat, środkowy defensor był zatem liderem, a razem z zespołem cieszył się z takich sukcesów jak mistrzostwo Anglii (czterokrotnie), Puchar Anglii (trzykrotnie) czy Puchar Zdobywców Pucharów. Łącznie dla klubu Tony Adams rozegrał 669 spotkań.

Powiedzieć zatem, że „Kanonierzy” mieli świetnego kapitana, to jakby nic nie powiedzieć. Ważną rolę po Angliku przejął inny, genialny piłkarz, Patrick Vieira. Francuz w drużynie był od 1996 roku, więc nikt specjalnie nie polemizował z tym wyborem. Takim oddaniem jak Adams, Vieira jednak nie zasłynął. Po trzech latach od momentu przejęcia opaski, pomocnik opuścił Londyn, przenosząc się do Juventusu. Razem z Arsenalem Vieira mógł świętować pamiętny sezon 2003/2004, gdy klub wygrał ligę, nie przegrywając w Premier League ani jednego spotkania.

Mimo utraty ważnego gracza, „Kanonierzy” cały czas w swoich szeregach mieli kilku genialnych zawodników, którzy wykazywali się cechami odpowiednimi do roli kapitana. Wybór padł na Thierry’ego Henry’ego. Jeden z najlepszych snajperów Arsenalu w historii funkcję lidera pełnił „tylko” przez dwa sezony. Podczas tych rozgrywek, Francuz nie imponował już tak strzelecką formą, jak w poprzednich latach. Co prawda kampania 2005/2006 była dla napastnika udana, gdyż w 32 ligowych potyczkach Henry strzelił 27 goli i zaliczył 8 asyst, a razem z Arsenalem snajper walczył o puchar Ligi Mistrzów, przegrywając w finale z Barceloną, jednakże liczba bramek, w których uczestniczył Thierry różniła się chociażby od sezonu 2002/2003. W tej kampanii Francuz wziął udział w aż 49! trafieniach Arsenalu w Premier League. Niesamowita liczba.

W kontekście kapitanów, odejście Henry’ego było przełomowe. Napastnik otwarcie wyznał, iż transfer wywołany jest sytuacją klubu, która wówczas pozostawiała wiele do życzenia. Niepewny swojej przyszłości był Arsene Wenger, natomiast zakończenie pracy ze strony Davida Deina w zespole miało ogromny wpływ na decyzję Thierry’ego. Dein odpowiadał w znacznym stopniu za sprowadzenie Wengera do klubu. Wiceprezes Arsenalu określany był prawą ręką wieloletniego szkoleniowca „Kanonierów”. Utrata takiego człowieka mocno odbiła się na nastrojach w całej drużynie.

Henry miał także jeden, główny cel. Zdobycie pucharu, który był w zasięgu ręki podczas wspominanego sezonu 2005/2006. Arsenal mimo gry w osłabieniu wygrywał z „Dumą Katalonii” do 76. minuty starcia. Dwa ciosy hiszpańskiej ekipy w ostatniej fazie spotkania zadecydowały o końcowym triumfie podopiecznych Franka Rijkaarda.

Przechodząc do Barcelony, Thierry Henry miał nadzieję, że utytułowany zespół pomoże Francuzowi spełnić marzenie. Tak tez się stało. Podczas kampanii 2008/2009 Barcelona rozegrała jeden z lepszych sezonów w swojej historii, zgarniając zarówno Ligę Mistrzów, jak i ligę. Dodatkowo zespół cieszył się z Pucharu Hiszpanii. Nikt specjalnie w Arsenalu nie miał za złe Henry’emu, że Francuz zdecydował się na zmianę zespołu. Odejście napastnika z pewnością zabolało wielu kibiców. Nikt z sympatyków nie spodziewał się, że złe czasy dopiero nadejdą.

Roczny epizod

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że przeskok od Henry’ego do Gallasa w kontekście kapitana jest ogromny. Nie ujmując defensorowi, który spędził wiele lat w Premier League, utrzymując wysoki poziom. William nie był po prostu człowiekiem Arsenalu. Przyjście Francuza do zespołu to efekt przede wszystkim transferu Cole’a do Chelsea. W 2006 roku nastąpiła słynna już wymiana między londyńskimi ekipami. Po dwóch sezonach spędzonych w drużynie „Kanonierów”, Gallas przejął opaskę po wielkim Henrym.

W tym czasie wybór Wengera w kontekście lidera nie był oczywisty. Szkoleniowiec Arsenalu rozważał kilka opcji. Kandydatami byli Gilberto Silva, Kolo Toure, Jens Lehmann i oczywiście William Gallas. Choć największym faworytem wydawał się Brazylijczyk, który w zespole był już od 2002 roku, to ostatecznie wybór padł na Gallasa.

Jak nietrafioną decyzją było powierzenie Gallasowi opaski potwierdza sytuacja z listopada 2008 roku. Francuski defensor otwarcie opowiadał w mediach o konflikcie w drużynie. Taka postawa zawodnika nie spodobała się oczywiście Wengerowi, który tuż po tej burzy zdecydował się na poważną zmianę.

Gallas stracił opaskę na rzecz 20-letniego Cesca Fabregasa. Hiszpan był prawdziwą perełką „Kanonierów”. Wszyscy na Emirates Stadium mieli nadzieję, że pomocnik będzie liderem drużyny przez wiele lat.

Fabregas miał swoją piętę Achillesa. Była nią Barcelona. Cesc niejednokrotnie oznajmiał, że chce w przyszłości wrócić do „Dumy Katalonii”. Dlatego też, saga transferowa związana z przeprowadzką piłkarza na Camp Nou trwała kilka lat. Już w 2009 roku pojawiały się pierwsze pogłoski sugerujące, iż rychły jest powrót zawodnika do Hiszpanii. Ostatecznie, Cesc Fabregas wylądował w Barcelonie w 2011 roku za kwotę 34 milionów euro.

Wielu sympatyków Arsenalu zdawało sobie sprawę, jakim uczuciem darzy Fabregas ekipę z LaLiga, dlatego podczas transferu środkowy pomocnik nie był specjalnie krytykowany. Cesc przez lata gry w londyńskiej ekipie dostarczył drużynie wielu asyst.

Miłość „Kanonierów” do tego piłkarza prysła w 2014 roku, gdy już na początku lipca ogłoszono transfer Fabregasa do Chelsea. Hiszpan został określony zdrajcą, a w mediach społecznościowych pojawiały się „pamiętne” słowa piłkarza o „The Blues”.

Oczywiście, Fabregas nigdy wyżej przytoczonej wypowiedzi nie udzielił, jednakże wielu kibiców Arsenalu ślepo wierzyło w te słowa. Dlatego też, Cesc za każdym razem, gdy przyjeżdżał na Emirates Stadium w koszulce Chelsea musiał mierzyć się z falą buczenia ze strony czerwonej części Londynu. Niejednokrotnie Fabregas wykazywał się jednak odpowiednim szacunkiem do swojej ekipy.

Latający zdrajca

Znacznie gorszy stosunek kibice Arsenalu mieli do Robina van Persiego, który nie zasilił lokalnego rywala, lecz jego odejście z klubu odbiło zdecydowanie większe piętno. Holenderski napastnik kapitanem „Kanonierów” był zaledwie przez rok. Po odejściu Fabregasa, piłkarz przejął opaskę i rozegrał świetny sezon dla „Kanonierów”, zdobywając 30 goli w 38 ligowych meczach. Robin van Persie miał jednak świadomość, iż gra dla londyńskiej ekipy w tym okresie nie pozwala mu marzyć o tytule mistrzowskim, dlatego Holender przeniósł się do Manchesteru United, zdobywając puchar Premier League w debiutanckim sezonie.

O ile kibice Arsenalu mogli w pewien sposób zrozumieć chęć piłkarza do zdobywania pucharów, to radość zawodnika po zdobytej bramce przeciwko drużynie, której był kapitanem, jest dla sympatyków „Kanonierów” bardzo bolesna. Co prawda podczas pierwszego gola Robin van Persie nie celebrował trafienia, to wystarczył jeden sezon, by stosunek napastnika do byłej ekipy diametralnie się zmienił.

Dwuletnie przygody

Co łączy Thomasa Vermaelena, Mikela Artetę oraz Pera Mertesackera? Wspomniana trójka pełniła funkcję kapitana przez taki sam okres – dwa sezony. Najpierw był Vermaelen, który przejął rolę po Robinie w 2012 roku, a po niecałych dwudziestu czterech miesiącach pożegnał się z klubem, przenosząc się do Barcelony. Tuż przed rozstaniem, Vermaelen mógł wznieść trofeum, gdyż Arsenal wygrał Puchar Anglii podczas sezonu 2013/2014.

Z takiego samego wyczynu sympatycy „Kanonierów” mogli cieszyć się, gdy kapitanem był Mikel Arteta. Hiszpan opaskę dzierżył od 2014 do 2016 roku. Razem z zespołem świętował wspomniany Puchar Anglii (2014/2015) oraz dwukrotnie wznosił Tarczę Wspólnoty.

Zarówno Arsene Wenger, jak i cały klub mieli świadomość, iż Arteta nie będzie długoletnim kapitanem drużyny. Pomocnik zakończył karierę w 2016 roku, oddając opaskę Mertesackerowi. Francuski szkoleniowiec nie miał w zespole zawodnika, który byłby kandydatem na wiele sezonów, dlatego ponownie otrzymał tę funkcję piłkarz zbliżający się do emerytury. Per zawiesił buty na kołek w 2018 roku.

Rozczarowanie

Po kilku latach względnego spokoju w kontekście kapitanów Arsenalu, przed szereg wyszedł Laurent Koscielny, który był antybohaterem „Kanonierów” w trakcie letniego okna transferowego w 2019 roku. Klub wszystko sobie dokładnie poukładał. Laurent miał dograć swój ostatni sezon w barwach londyńskiej ekipy, a jego miejsce miał zająć w 2020 roku rodak Koscielny’ego, Wiliam Saliba, która został wykupiony z Saint-Etienne, jednakże francuska drużyna zgodziła się na transfer tylko pod warunkiem, jeżeli środkowy obrońca zostanie w zespole do końca kampanii 2019/2020.

Wszystko zaburzył Laurent Koscielny. Kapitan Arsenalu odmówił wyjazdu na tournee do USA. Rozpoczęła się wojna zawodnika z klubem. Ostatecznie, górą był piłkarz. 34-latek trafił do Bordeaux za kwotę 5 milionów euro, a „Kanonierzy” desperacko musieli szukać nowego obrońcy w ostatniej fazie okna transferowego.

W dość sensacyjnych okolicznościach spadł z nieba Arsenalowi… Frank Lampard. Szkoleniowiec Chelsea oznajmił Luizowi, iż Brazylijczyk nie może mieć zagwarantowanego placu gry podczas sezonu 2019/2020. Dlatego też, defensor poprosił o zgodę na transfer. „The Blues” przychylili się do prośby zawodnika i David zasilił Arsenal. Czy zmiana Koscielny’ego na Luiza wyszła Arsenalowi na plus? Można mieć pewne wątpliwości. Z pewnością jednak zachowanie kapitana zespołu było karygodne. Opuścić drużynę w świadomości, iż ta ustaliła sobie konkretny plan na przyszłość.

Telenowela 2019

Rok 2019 w kontekście kapitanów Arsenalu był wręcz komiczny. Unai Emery zadecydował, by obowiązki lidera na murawie przejął Granit Xhaka. Nawet osoby, które niespecjalnie śledzą poczynania „Kanonierów” zdawały sobie sprawę, że nie jest to najlepszy pomysł.

Pomocnik dał popis podczas starcia z Crystal Palace na Emirates Stadium. Wszystko szło po myśli gospodarzy. Arsenal szybko wyszedł na dwubramkowe prowadzenie, jednakże goście odpowiedzieli dwoma golami, doprowadzając tym samym do remisu.

Bardzo słabo w tym spotkaniu prezentował się Granit Xhaka. Nic dziwnego, że Unai Emery na pół godziny przed końcem rywalizacji zdecydował się na zmianę. Wybór szkoleniowca ewidentnie nie spodobał się zawodnikowi, który zademonstrował to schodząc z murawy.

Po tym skandalicznym zachowaniu Xhaka stracił opaskę, a rolę kapitana przejął faworyt kibiców, Pierre-Emerick Aubameyang.

Gabończyk podzieli los wielu?

Spokój w sprawie kapitana nie trwał długo. Tuż po rozczarowującej porażce Arsenalu z Chelsea na własnym obiekcie, media obiegła informacja o rzekomej chęci odejścia ze strony Aubameyanga. Napastnik „Kanonierów” marzy o grze w Lidze Mistrzów, a zespół z Londynu od pewnego czasu nie jest w stanie to 30-latkowi zagwarantować.

Patrząc na obecną kampanię, Arsenal ma niewielkie szanse, by uczestniczyć w kolejnej edycji LM. Drogą do tych prestiżowych rozgrywek jest triumf w Lidze Europy, który również nie jest łatwą sprawą przy powstałej konkurencji.

Nic dziwnego, że Pierre-Emerick Aubameyang rzekomo oznajmił zarządowi, iż chce odejść. Po kilku burzliwych dniach, Gabończyk udzielił wypowiedzi, w której wyznał prawdziwe oddanie drużynie i wykluczył transfer w zimowym oknie.

Pytanie, na jak długo. Cały czas Pierre-Emerick Aubameyang nie może dojść do porozumienia w sprawie nowego kontraktu. Obecna umowa obowiązuje do końca sezonu 2020/2021. Oczywiście zarząd zespołu intensywnie pracuje nad tym, by przekonać piłkarza do dalszej przygody w klubie. Jak widać, nieskutecznie.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż zadecyduje druga faza trwającego sezonu. Jeżeli Arsenal nie zagwarantuje sobie gry w Lidze Mistrzów, transfer Aubameyanga latem będzie całkiem możliwy .W szczególności, że napastnik skończy 31 lat. Będzie to zatem ostatni dzwonek na wielki transfer. Czy ponownie, zespół ze stolicy Anglii zacznie szukać nowego kapitana?

Komentarze

komentarzy