Kluby LaLiga chcą trenować. A to wszystko, gdy piłkarze (prawie) dostają mandaty na ulicy…

Po Włoszech, w których sytuacja spowodowana koronawirusem jest wręcz dramatyczna, z dnia na dzień coraz bardziej niepokojąco jest także w Hiszpanii. Restrykcyjne obostrzenia przełożyły się również na świat sportu, a rozgrywki LaLiga zostały zawieszone do odwołania. 

Obecnie niemal wszyscy to rozumiemy i zdajemy sobie sprawę, że w rzeczywistości, która nas spotkała, piłka nożna naprawdę schodzi na dalszy, żeby nie powiedzieć odległy plan. Mimo tego nie do końca chcą pogodzić się z tym same kluby.

„AS” donosi, że hiszpańskie ekipy chcą ubiegać się o specjalne pozwolenie od rządu na powrót do treningów od 11 kwietnia. Właśnie tego dniama zapaść decyzja odnoście ewentualnego przedłużenia stanu wyjątkowego wprowadzonego w kraju. Argumentem miałoby być to, że klubowe obiekty „zostały wyczyszczone i zdezynfekowane”. Trudno jednak spodziewać się, by piłkarze dostali takie samo pozwolenie na pracę jak np. pielęgniarki i lekarze.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Takie wnioski wydają się szczególnie niefortunne, jeśli spojrzymy na to, jak wygląda życie codzienne, w tym także właśnie piłkarzy. Deyverson, zawodnik Getafe, zdradził niedawno jak wyglądało jedno z jego typowych, niezbędnych wyjść do sklepu:

– Poszedłem do supermarketu wraz ze swoją dziewczyną, a policja nas zatrzymała, kazała wracać i prawie dostaliśmy 600 euro mandatu. Nie możemy wyjść razem nawet jako para, w Hiszpanii podchodzą do tego bardzo restrykcyjnie, ludzie w ogóle nie mogą opuszczać swoich mieszkań. To dla mnie duże wyzwanie, nie mogę usiedzieć w miejscu, jestem nadpobudliwy – wyznał 28-letni napastnik. Chyba nie trzeba dodawać, że na ten moment nijak nie pasuje to do wizji powrotu do wspólnych, drużynowych treningów…

Komentarze

komentarzy