Kolebka Futbolu: Emerytura czy życie po życiu?

W ramach nowego cyklu „Kolebka Futbolu” będziemy coraz chętniej i coraz głębiej zaglądać w stronę niższych lig. Może i nie ma tam gwiazd wartych miliony euro, ale dzieje się tam mnóstwo ciekawych rzeczy. To tam wychowują się często późniejsze gwiazdy piłki. Tam rozgrywają się najdziwniejsze historie w polskim futbolu. Ale również tam kończą swoje kariery starsi piłkarze. 

Właśnie temu ostatniemu zagadnieniu przyjrzeliśmy się w pierwszym odcinku. Przegląd kadr III-ligowców ze wszystkich grup i można zebrać naprawdę ciekawy skład. Wybraliśmy zawodników z bogatą karierą, w której nie brakowało występów w Ekstraklasie, za granicą czy może nawet w reprezentacji Polski. Teraz już są bliżej przejścia na „drugą stronę” i różnie podchodzą do swoich zadań. Jedni służą doświadczeniem i są przykładem dla młodszych kolegów po fachu, inni raczej już odcinają kupony nieopodal swojego miejsca urodzenia/zamieszkania w oczekiwaniu na piłkarską emeryturę. Nierzadko zajęci są innymi sprawami, jak rozwój działalności gospodarczej czy prowadzenie własnej akademii piłkarskiej.

Zaczynamy wyliczankę – KKS Kalisz, a więc lider grupy drugiej ma w swoim zestawieniu Mateusza Żebrowskiego, który powinien być ich kapitałem na przyszłość, ale obok niego są doświadczeni ligowcy w osobach Marcina Radzewicza i Mateusza Żytki. Co ciekawe ten drugi wsławił się liczbą spadków, w których brał udział, bo drużyny z Żytką na pokładzie były relegowane już… 6 razy, w tym czterokrotnie z Ekstraklasy!

Tomasz Brzyski znany ze swojej znakomitej lewej nogi ma w swoim dorobku mistrzostwa Polski, sporo strzelonych goli w Ekstraklasie i występy zarówno dla Ruchu Chorzów czy dwóch warszawskich klubów – Polonii i Legii. Karierę ekstraklasową zakończył w Sandecji, po czym zdecydował się wrócić do rodzinnego Lublina. Tyle że nie do macierzystej Lublinianki, a Motoru Lublin. Co ciekawe przychodził w tym samym czasie, co Grzegorz Bonin, który do Lublina przyjechał z pobliskiego Górnika Łęczna. Od początku kibicom żółto-biało-niebieskich udzieliły się obawy, o podejście obu zawodników do obowiązków na tak niskim – względem dotychczasowego poziomu, którym grali – szczeblu rozgrywek.

W przypadku Brzyskiego nie miało to żadnego uzasadnienia, gdyż takiego zaangażowania w grę i sytuacje boiskowe, jakie „Brzytwa” dał zespołowi, kibice w Lublinie dawno nie widzieli. 9 goli i 14 asyst przez cały sezon, to nawet jak na III-ligowy poziom wynik kapitalny, a mowa zawodniku, który wczoraj skończył 38 lat! Co zdecydowało? Przede wszystkim charakter zawodnika, który nie dość, że wymagał wiele od siebie, to również od swoich młodszych kolegów. Jego poddenerwowanie każdym nieudanym zagraniem było słychać z daleka, podobnie jak zaangażowanie w drużynę przy sytuacjach konfliktowych z przeciwnikami. Zawsze jako jeden z pierwszych do scysji, ale takim podejściem zaskarbił sobie sympatię kibiców na Arenie Lublin.

Niejako na drugim biegunie znalazł się Grzegorz Bonin, który przyszedł z kontuzją, ale tak naprawdę przez półtora roku w Lublinie nawet nie zbliżył się do poziomu prezentowanego w Górniku Łęczna, gdy strzelał piękne gole choćby przeciwko Koronie Kielce w Ekstraklasie na… Arenie Lublin. Wydaje się, że entuzjastów przyjścia Bonina do Motoru było więcej niż Brzyskiego, ale niemal od początku i w błyskawicznym tempie proporcje nie tyle się odwróciły, co kibice stanęli murem za Brzyskim, a Bonin musiał mierzyć się ze sporą krytyką za swoje słabe występy.

Mentor-trener

Ciekawym przypadkiem są byli reprezentanci Polski, których występy w niższych ligach były i są efektem współpracy z klubem nie tylko na niwie sportowej, ale również szkoleniowej. Dariusz Dudka miał spory wkład w awans rezerw Lecha do II ligi i wówczas występował w drugim zespole jako jeden doświadczony zawodnik, którego zadaniem było niejako przejąć stery w młodej szatni i trzymać pieczę nad wieloma utalentowanymi, ale jednak nastolatkami. Dudka karierę zakończył, ale zaraz po wygraniu III ligi przez drugą drużynę Kolejorza we wszystkich wypowiedziach sztabu szkoleniowego, jego partnerów z drużyny można było przeczytać czy usłyszeć, że rola jaką odegrał i pomoc, którą służył kolegom była nieoceniona i bardzo przydatna. Można powiedzieć, że jego pozycje zajął Grzegorz Wojtkowiak. Popularny „Dyzio” zasilił szeregi Lecha latem i też to dla niego krok w kierunku przejścia na „drugą stronę”.

Podobnie wygląda sprawa z Wojciechem Łobodzińskim w Miedzi Legnica. Jeszcze jesienią 2018 roku występował w Ekstraklasie, ale zimą sytuacja się zmieniła. „Łobo” został grającym asystentem trenera Radosława Belli w drugiej drużynie. Od tamtej pory wspomaga rezerwy nie tylko na boisku, ale także w sztabie szkoleniowym, co nie zmieniło się latem po odejściu Belli do akademii Śląska Wrocław, gdzie prowadzi drużynę U16.

Nie umniejszając zasług, ale dużo mniej znanym i utytułowanym, od wymienionych, zawodnikiem jest Radosław Pruchnik, który w Legii pełni podobną rolę do Dudki i Wojtkowiaka w Lechu, czy Łobodzińskiego w Miedzi.

Bliżej domu na koniec

Luis Henriquez z Lechem Poznań dwa razy świętował mistrzostwo Polski. Łącznie w stolicy Wielkopolski spędził osiem sezonów, po których wrócił do ojczyzny, ale tylko na rok z okładem, bo od 2018 roku jest piłkarzem Polonii Środa Wielkopolska. Od tamtej pory jest na ogół podstawowym piłkarzem i zapisał na swoim koncie… 3 gole samobójcze, w tym jeden w meczu z rezerwami Lecha.

Rafał Kosznik wybrał Radunie Stężyca, z której ma kilka kilometrów do rodzinnej Kościerzyny. Bartosz Ława urodził się w Trzebiatowie, ale jako wychowanek Pogoni Szczecin również nie może narzekać na odległość do Polic, w których gra dla miejscowego Chemika. To samo w przypadku Łukasza Garguły, zawodnika Lechii Zielona Góra – urodzonego w Żaganiu; Sebastiana Przyrowskiego z Pogoni Grodzisk Mazowiecki do rodzinnych Białobrzegów czy Dawida Plizgę, który im bliżej końca kariery, tym wybierał kluby coraz bliżej Rudy Śląsk. Najpierw Górnik Zabrze, później GKS Katowice, LKS Goczałkowice (klub Łukasza Piszczka), a obecnie gra w III-ligowym ROW-ie Rybnik, dla którego strzelił w tym sezonie 4 ligowe gole w… czterech kolejkach z rzędu! Strzelił m.in. w meczu z rezerwami Miedzi, w którym trafił również jego były kolega z Zagłębia Lubin, wspomniany Wojciech Łobodziński.

Z kolei Marcin Nowacki debiutował w Ekstraklasie jeszcze w końcówce XX wieku – 12.11.2000 – gdy po boisku biegał m.in. Dariusz Dudka, Mariusz Kukiełka, Grzegorz Król czy Remigiusz Sobociński. Warto odnotować, że ten ostatni również kontynuuje swoją karierę w czwartoligowym GKS-ie Wikielec, dla którego w tej rundzie strzelił aż 16 goli! Tyle że dzisiaj Remigiusz Sobociński to już raczej piłkarska przeszłość, choć niewykluczone, że w przyszłości to nazwisko będzie popularne w polskiej piłce, wszak jego syn urodzony w 2004 jest wyróżniającym się zawodnikiem w kraju. Chodzi nie tylko o jego egzotycznie brzmiące imię – Maddox – ale głównie o umiejętności.