Kolejną telenowelę z Fabregasem czas zacząć…

cesc-fabregas

Cesc Fabregas. Niby 29 lat, ale bliżej mu do dzieciaka niż poważnego faceta. Kiedyś przekonywał o swojej miłości względem Barcelony, do której uciekł z Arsenalu. Po spędzeniu w ukochanej Katalonii trzech lat, powrócił do Londynu, ale jego niebieskiej części, sprawiając, że ta czerwona omal nie eksplodowała ze złości.

Dziś natomiast pomocnik The Blues szykuje się ponoć do kolejnego transferu, znów na południe Starego Kontynentu, ale podobno nie na Półwysep Iberyjski, lecz nad Adriatyk. Nowi właściciele Milanu mogą pozwolić sobie na szastanie pieniędzmi na prawo i lewo, a chodzą słuchy, iż na szczycie ich listy transferowej znajduje się właśnie Fabregas.

Wychodzi więc na to, że jego barcelońskie DNA, o którym kilka lat temu wspominał znany genetyk Xavi, można włożyć między bajki. Niedawny kapitan Barcy był przekonany, że jego młodszy rodak zastąpi go kiedyś w środku pola FCB, lecz pomylił się, gdyż Francesc chwilami sam nie wie, czego chce. Nie pasowała mu rola kapitana Arsenalu, w którym to wypłynął na szerokie wody, nie podchodziła mu także rola rozgrywającego Barcelony. Może dlatego, że dość często grywał w jej barwach także na skrzydle, a ku temu nie ma odpowiednich możliwości.

W Chelsea wiodło mu się dobrze tylko w pierwszym sezonie. Drugi miał bardzo przeciętny, jak zresztą cała drużyna. Teraz podobno miejsca w zespole nie widzi dla niego Antonio Conte. A zatem pora rozpocząć kolejną sagę transferową z udziałem Cesca. Pierwsza trwała bardzo długo, gdyż młody wówczas pomocnik nie potrafił do końca określić, czy woli wrócić do ojczyzny, czy zapracować na miano legendy Arsenalu. Wybrał pierwszą opcję, ale już latem 2014 r. rozpoczęła się kolejna telenowela z jego udziałem. Wiadomo było, że opuści Camp Nou, ale długo nie było jasne, kto go zatrudni. Miał wrócić do Arsenalu, wybrał Chelsea, narażając się na obelgi ze strony fanów Kanonierów i porównywania do Judasza.

Obecnie spekulacje z jego udziałem trwają w najlepsze, co zaczyna powoli już być nudne. Hiszpan wciąż chyba tkwi myślami w czasach, kiedy wszystko kręciło się wokół niego w Arsenalu. On był mózgiem tej drużyny. W Barcelonie i Chelsea stanowił jednak raptem tylko jedną z wielu gwiazd. We Włoszech liczyłby zapewne na pewne miejsce składzie i ponowne bycie alfą i omegą zespołu. Czy ktoś mu to zagwarantuje?

Wątpliwe. W dzisiejszych czasach piłkarze są najemnikami do kupienia za odpowiednią cenę. Nawet jeśli „Fabs” zamieni deszczowe Wyspy na słoneczną Italię, musi liczyć się z tym, że po pewnym czasie zyska odpowiedniego kontrkandydata do gry w wyjściowym składzie. Takie czasy, że nie ma świętych krów. Nawet Messi w zeszłym sezonie zaczynał kilka spotkań z ławki, gdyż tak obmyślił sobie to Luis Enrique.

Problem Fabregasa polega na tym, że nie potrafi walczyć. Dopóki jest gwiazdą drużyny, wszystko funkcjonuje doskonale – Hiszpan asystuje, koledzy trafiają, kibice są szczęśliwi. Kiedy jednak to inni zaczynają błyszczeć niekonwencjonalnymi zagraniami, Cesc usuwa się w cień, by po pewnym czasie stwierdzić, że nie czuje się wystarczająco szczęśliwy. Wtedy zaś rusza lawina plotek transferowych z jego udziałem.

Piłkarz jest to naprawdę świetny pod względem umiejętności, ale bardzo słaby mentalnie, niedojrzały. Wystarczy sięgnąć pamięcią do czasów tuż przed jego przejściem z Arsenalu do Barcy. Niby korciło go, by odejść, ale jednak nie chciał wystawić do wiatru Arsene’a Wengera, który był dla niego niczym ojciec. Chciał i bał się jednocześnie niczym Julia z dramatu Shakespeare’a. Wreszcie menedżer The Gunners wziął sprawy w swoje ręce i sfinalizował transfer, widząc, że jeśli tego nie zrobi, Fabregas sam także nie postawi kropki nad i, tkwiąc wciąż w rozkroku.

Conte chyba nie będzie pieścił się z Ceskiem tak, jak robił to jego starszy kolega po fachu. Ewentualną stratę swego podopiecznego przeboleje z pewnością, gdyż i tak lepszy od niego jest Eden Hazard. I młodszy, a to w dzisiejszych realiach też bardzo ważne. Fabregas zaś musi nauczyć się wreszcie – wszak mówią, że na pobieranie edukacji nigdy nie jest za późno – być mężczyzną, a nie rozstrojonym chłopaczkiem, który coś tam umie, ale tylko wtedy, gdy czuje wsparcie całego zespołu. Dopóki wszyscy bawią się według jego zasad, jest ok, a jeśli zmieniają zasady gry – on zabiera zabawki i odchodzi obrażony na cały świat.

A może dzięki temu chce upodobnić się do swego wielkiego przyjaciela Messiego, który całkiem niedawno zrezygnował z gry w reprezentacji i powrócił do niej, by spróbować zdobyć mistrzostwo świata w 2018 r., po tym, jak Cristiano Ronaldo wygrał francuskie Euro?

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!

Komentarze

komentarzy