W futbolu utarło się twierdzenie, że bramkarz nie znaczy zbyt wiele dla zespołu, jeśli tylko prezentuje w miarę solidny poziom. Obecna sytuacja West Hamu pokazuje jednak, jak ważny dla „Młotów” jest Łukasz Fabiański.
Odkąd Polak 25 września nabawił się urazu, londyński zespół przegrał 5 z 6 spotkań i znajduje się w pobliżu strefy spadkowej. Po obiecującym początku sezonu wydawało się to niemożliwe, ponieważ podopieczni Pellegriniego – wykluczając inauguracje przeciwko Manchesterowi City – prezentowali się naprawdę okazale.
Tymczasem nagły uraz Polaka sprawił, że wszystko pękło, a Chilijczyk ma kilka meczów na uratowanie swojej posady. David Sullivan i David Gold nie są zarządcami klubu, którzy podejmują decyzje na gorąco i zwykle wspierają swojego szkoleniowca. Jednak ciąg niekorzystnych rezultatów budzi ich niepokój, że kolejny sezon mogą rozegrać w Championship.
Na niekorzyść West Hamu przemawia fakt, że przed nimi trudne trzy spotkania z wymagającymi rywalami. W sobotę staną w szranki przeciwko Chelsea na Stamford Bridge, zaś cztery dni później czeka ich spotkanie z Wolves. Na dokładkę dostaną także Arsenal, który być może nie prezentuje najwyższej formy, ale ich potencjał w ofensywie może niejednej obronie spłatać figla. Według informacji „Daily Mail”, dwie porażki mogą najprawdopodobniej spuścić WHU do strefy spadkowej, co zaowocuje zmianą menedżera.
Największym problemem jest oczywiście defensywa. Pomijając już status Fabiana – jego zmiennik Roberto prezentuje dość elektryczny styl gry, co także przenosi się na całą defensywę. Idealnym przykładem był mecz z Tottenhamem, kiedy golkiper nie ustrzegł się kilku błędów. Powrót reprezentanta Polski do zdrowia planowany jest pod koniec grudnia. Kto wie, być może Łukasz wróci do bramki już pod zupełnie innym sztabem szkoleniowym.