Kolejny odcinek telenoweli. Everton wściekły na Swansea

Sigurdsson wart ponad 50 milionów? Dla Swansea tak (Zdjęcie: Football365.com)

Myśleliście, że ciągnące się w nieskończoność sagi transferowe to domeny tylko i wyłącznie największych klubów świata? Otóż nie. W Wielkiej Brytanii w taki sposób przeprowadza się mniej więcej co drugi transfer. Niekiedy ewentualny kupiec po prostu rezygnuje, bo nie stać go na coraz to wyższe oferty. Niekiedy odpuszcza, bo ma dość ciągłej zabawy w kotka i myszkę. Niekiedy jednak walczy do samego końca i tworzy niewielką wojenkę na linii kupujący–sprzedający.

Przykładem niezłomnego podejścia, opisanego w ostatniej linijce jest Everton. Koeman po stracie Lukaku był zdesperowany, żeby ściągnąć do klubu wielu piłkarzy o niezłej klasie. Żaden z nich w pojedynkę nie zastąpi belgijskiego napastnika, ale wspólnie mogą dać niebieskiej części Merseyside znacznie więcej. Przynajmniej w teorii.

W praktyce bardzo takie ruchy kończą się zazwyczaj bardzo źle. Tottenham nie potrafił zastąpić Bale’a, gdy ten odszedł do Realu. Spurs kupili wielu zawodników, ale żaden z nich przez długi czas nie był w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności. W efekcie Tottenham w połowie sezonu zwolnił trenera i sezon zakończył poza TOP 4. Podobna sytuacja spotkała Liverpool. Z Suarezem w składzie „The Reds” zostali wicemistrzami Anglii. Gdy ten odszedł do Barcelony, Rodgers kupił wielu nowych graczy, których nie wkomponował do zespołu. Efekt podobny jak w przypadku Tottenhamu. Po dobrym sezonie utrata miejsca w Lidze Mistrzów.

Everton nie ma tak wiele do stracenia, jednak dobre wyniki z poprzedniego sezonu miały być dla klubu odskocznią na następne lata. Koeman nie chce stracić takiej okazji, dlatego próbuje ściągnąć do klubu jeszcze jednego gracza. Gylfi Sigurdsson – bo o nim mowa – jest prawdopodobnie najbardziej jakościowym zawodnikiem, na którego zatrudnienie może sobie pozwolić Everton.

27-letni Islandczyk ma za sobą dobry sezon. Dla Swansea zdobył dziewięć bramek i dorzucił 13 asyst. Był kluczową postacią dla drużyny Clementa, która powiedzmy sobie szczerze – bez Sigurdssona w składzie przygotowywałaby się obecnie do sezonu w Championship. Stąd trudno się dziwić, że walijski klub nie chcę zezwolić Islandczykowi na odejście. Szczególnie że jego zastąpienie byłoby niemal niemożliwe. Everton jednak nie odpuszczał.

Pierwsze oferty zostały bardzo szybko odrzucone. 30 i 40 milionów to kwoty, za które Swansea nie chciała sprzedać Sigurdssona. Wówczas „Łabędzie” zażądały 50 milionów, czyli kwoty dość wysokiej, jak na 27-letniego zawodnika. W klubie prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że Everton wróci z wymaganymi pieniędzmi. Tak jednak się stało i wedle dżentelmeńskiej umowy Swansea ową ofertę powinno zaakceptować. Klub tego nie zrobił, czym rozwścieczył Everton.

W rozmowach nastąpił impas. Zawodnik chce transferu, ale nie naciska na swojego obecnego pracodawcę. Według angielskich mediów Everton wciąż nie powiedział ostatniego słowa w tej walce, ale nie wiadomo, kiedy na stole ponownie pojawi się konkretna oferta. W tym przypadku czas gra na korzyść Swansea. Im bliżej końca okienka, tym wyższa kwota ewentualnego transferu.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka
+ do 400 zł bonusu!

Komentarze

komentarzy