Komisja ligi podważa decyzje Deana, ale i tak pozwala mu sędziować. Gdzie tu logika?

dean

Spór o to, które rozgrywki – La Liga czy Premier League – stoją na wyższym poziomie, od lat rozgrzewa ich obserwatorów do czerwoności. Kibice biorą pod lupę nie tylko takie czynniki, jak frekwencja na stadionach czy liczba największych gwiazd futbolu, ale też… poziom sędziowania. Wydaje się, że na tym polu Anglicy powinni mieć znaczną przewagę, gdyż ich reprezentant, Mark Clattenburg, został pod koniec grudnia wybrany przez IFFHS najlepszym arbitrem 2016 r. Z drugiej jednak strony na Wsypach gwiżdże niejaki Mike Dean…

Gdybyśmy chcieli zliczyć wszystkie jego kontrowersyjne decyzje z przeszłości, nie starczyłoby nam zapewne na to palców u rąk i nóg. By nie sięgać pamięcią daleko wstecz, wystarczy przypomnieć sobie (nie)sławny mecz na Stamford Bridge z 19 września 2015 r. pomiędzy Chelsea a Arsenalem, którego pierwsza połowa zakończona została w skandaliczny sposób. Dean postanowił wyrzucić z boiska Gabriela Paulistę, który nadepnął (umyślnie) Diego Costę, ale za to napastnika „The Blues” upomniał jedynie żółtym kartonikiem, mimo że ten kilka chwil wcześniej wyraźnie uderzył w twarz Laurenta Koscielnego.

Kolejne „dziwne” decyzje 48-letniego rozjemcy można mnożyć i aż dziw bierze, że wciąż prowadzi on spotkania tak poważnej ligi, jaką jest bez wątpienia angielska ekstraklasa. Jeszcze bardziej niedorzeczne wyda nam się to, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że pięć z sześciu ostatnich czerwonych kartek pokazywanych piłkarzom przez Deana zostało przez komisję ligi… anulowanych.

Władze ligi zapewniają jednak, że wciąż bardzo cenią sobie usługi pana Mike’a, choć tego typu opinia – po przeanalizowaniu wielu spotkań z jego udziałem – wydaje się niepoważna. A może po prostu Dean i jego słabość do pokazywania kolorowych kartoników i dyktowania rzutów karnych jest oficjelom z FA na rękę? W końcu w piłce nożnej najważniejsze są emocje, których brak lub mniejsza dawka mogłyby przyczynić się do spadku oglądalności PL, a co za tym idzie – zmniejszenia źródła pieniędzy płynącego ze sprzedaży praw do pokazywania meczów Chelsea, Arsenalu, Manchesteru United i wszystkich pozostałych zespołów.

Komentarze

komentarzy