To nie żart, choć z pewnością dla wielu znów będzie powodem do drwin. Daniel Sturridge ledwo co wrócił na boisko, by doznać kolejnej kontuzji. Dla angielskiego napastnika uraz stawu biodrowego może oznaczać smutny koniec wyjątkowo nieudanej kampanii.
Problemy z kontuzjami Sturridge’a podały w wątpliwość jego przyszłość w Liverpoolu jeszcze przed rozpoczęciem obecnego sezonu. Wówczas Juergen Klopp zdecydował się zatrzymać Anglika w składzie, dając mu ostatnią szansę na pokazanie swojej przydatności dla drużyny. Kolejny sezon dobiega końca, a Sturridge na murawie spędził zaledwie 997 minut.
Klopp, mając świadomość niepewnej dostępności angielskiego napastnika, oparł atak drużyny na trójce – Coutinho, Firmino, Mane. W hierarchii zawodników ofensywnych miejsce przed byłym graczem Chelsea miał nawet Origi. Również z tego powodu Sturridge nie miał łatwego życia, gdyż na nowo musiał udowadniać swoją jakość, której jednak nigdy mu nie brakowało.
Angielski napastnik zdobył w obecnym sezonie sześć bramek. Wynik teoretycznie kiepski, ale biorąc pod uwagę liczbę rozegranych minut i nieregularne, przeplatane kontuzjami występy – do zaakceptowania. Sturridge niemal w pojedynkę wyeliminował Tottenham z Pucharu Ligi Angielskiej i był również kluczowy w zwycięstwie Liverpoolu na Goodison Park. W kilku momentach tego sezonu Sturridge okazywał się wyjątkowo przydatny podopiecznym Kloppa.
Problem w tym, że w równie wielu momentach angielski napastnik był wręcz potrzebny, ale klub nie mógł z niego skorzystać. Tak jest również teraz, kiedy sezon wkracza w decydującą fazę, a Liverpool ma ogromny problem z kontuzjami. Sturridge mógłby być kluczowym ogniwem w walce o Ligę Mistrzów. „The Reds” jednak znów się rozczarowali jego dostępnością i muszą radzić sobie bez Anglika.
Nikt nie powinien mieć nawet cienia wątpliwości co do ogromnej jakości Sturridge’a. Anglik jest zawodnikiem niezwykle szybkim, skutecznym i co najważniejsze – ma strzeleckiego nosa. Gdy jest w pełni zdrowy, może równać się z najlepszymi napastnikami ligi. Sęk w tym, że w pełni zdrowego Sturridge’a widzimy zbyt rzadko.
Żadnemu klubowi tego świata nie opłaca się trzymać w kadrze zawodnika dostępnego na 15 czy 20 spotkań w sezonie. Do takiej decyzji powoli dorasta również Liverpool. Coraz bardziej prawdopodobne jest, że Sturridge rozegrał już swoje ostatnie spotkanie w czerwonej koszulce. Choć obie strony problemu bardzo chciałyby innego końca tej historii, to powoli staje się on niemożliwy.
Sturridge musi odejść w poszukiwaniu większego szczęścia, zaś Liverpool nie może już dłużej polegać na jego kruchym zdrowiu.