Konrad Bukowiecki tylko ośmiesza się tymi żalami o zarobki piłkarzy

Konrad Bukowiecki
Konrad Bukowiecki (Zdjęcie: Pzia.pl)

Konrad Bukowiecki – niespełna 20-letni lekkoatleta z sukcesami. Dlaczego więc piszemy o nim na portalu piłkarskim? Kulomiot po ostatnim sukcesie na halowych mistrzostwach Europy udziela dużo wywiadów i w jednym z nich… zaatakował piłkarzy, wystawiając się tym samym na pośmiewisko. Bukowiecki jeszcze wiele musi się nauczyć.

Lekkoatleta został niedawno halowym mistrzem Europy w pchnięciu kulą, co przełożyło się na wzmożone zainteresowanie mediów jego osobą w ostatnich dniach. Młody kulomiot jest zapraszany na różne rozmowy, m.in. do popularnej internetowej telewizji Onetu. W jednym z wywiadów pożalił się na sytuację lekkoatletów i piłkarzy, a wypowiedź była cytowana przez różne portale.

– W lekkiej atletyce trzeba być naprawdę wybitnym, żeby dobrze zarabiać. A taki za przeproszeniem… dobra, nie będę obrażał nikogo, ale taki piłkarzyk pobiega chwilę za „skórą” i zarabia niewyobrażalne pieniądze. Kasuje tak dużo nawet, jak gra tylko na naszym, polskim podwórku, a nie na światowym czy europejskim. To boli. Bo tak naprawdę jakie my mamy sukcesy w piłce nożnej? Żadne. To, że fartem wygraliśmy z Niemcami, to nic nie znaczy.

Oj, ktoś tu chyba zazdrości i jeszcze niewiele rozumie. Postarajmy się więc pomóc Bukowieckiemu i wytłumaczyć, dlaczego „taki piłkarzyk zarabia niewyobrażalne pieniądze”, że aż on musi mu tak bardzo zazdrościć. Zanim to jednak zrobimy, przypomnijmy, że jakieś tam sukcesy to my mamy – 3. miejsce na mundialu ’74 i ’82, medale na igrzyskach ’72, ’76 i ’92. One, mimo upływu lat, na postrzeganie polskiej piłki mają wpływ. O sukcesach indywidualnych polskich piłkarzy już wspominać nie będziemy – nazwisko Lewandowski zrobi robotę.

Konkurencja lekkoatletyczna, weźmy pchnięcie kulą, w czym specjalizuje się Konrad Bukowiecki, trwa kilka chwil, a mecz piłki nożnej 90 minut. Co za tym idzie większy jest wysiłek, a ze strony odbiorców – dłuższa rozrywka. Tak, tak, konkurencji lekkoatletycznych rozgrywa się kilka jednocześnie, ale to z kolei powoduje, że niektórzy zawodnicy giną niezauważeni. Tylko ci z sukcesami mogą liczyć na zapamiętanie, a więc popularność.

Właśnie, popularność. Jaki jest dziś najpopularniejszy sport na świecie? Odpowiedź: piłka nożna! Jakieś zdziwienia? Chyba nie bardzo, bo każdy to wie. Z czym w dzisiejszych czasach wiąże się popularność? Z pieniędzmi. Wnioski są zatem proste i aż trudno nam zrozumieć, że nie doszedł do tego sam Bukowiecki. Przecież to jasne, że jak jakiś mecz ogląda 40 tysięcy kibiców na samym stadionie i setki tysięcy, a nawet miliony przed telewizorami, to zyski będą większe. Zyski z reklam, zyski z praw telewizyjnych. Jest popyt, są pieniądze. W dodatku piłkarze rozgrywają spotkania często co trzy dni, a zawody lekkoatletyczne odbywają się z tygodniowymi odstępami. Trenują jedni i drudzy, ale wszystko rozbija się o tę popularność właśnie, dzisiejszy sport to w dużym stopniu komercja i powinien wiedzieć to chłopak, który za kilka dni skończy 20 lat.

Piłka nożna rządzi światowym sportem od długich lat, w dzieciństwie za kawałkiem „skóry” uganiał się każdy, a kto w tym czasie pchał kulą? Niewielu. Oczywiście, żeby trenować piłkę nożną potrzebujesz tylko piłki, której nawet nie musisz mieć, bo zapewne ma ją kolega. Z tego też wynika wielkość tego sportu, jest ogólnie i łatwo dostępny. Czy komuś trzeba to w ogóle tłumaczyć? W futbol pompuje się olbrzymie pieniądze nawet na poziomie kopania przez sześcio-, siedmiolatków, nikogo nie może więc dziwić, że potem co zdolniejszy nastolatek dostaje kontrakt na setki tysięcy euro w skali roku, a miliony są kwestią kilku lat.

jbjk

Konrad Bukowiecki musiał pokonać trudną drogę, żeby dojść do miejsca, w którym się teraz znajduje – komentują sprawę w mediach społecznościowych samozwańczy eksperci. A ekstraklasowy piłkarz nie musiał? Leżał do góry brzuchem do 18. roku życia, a potem zgłosiła się po niego Legia, Lech czy Wisła Kraków i od tak zapewniła kilka tysięcy miesięcznej pensji? Nie i nie wykluczone, że ten piłkarz miał nawet trudniej. Kiedy Bukowiecki rywalizował z dwudziestoma rówieśnikami na treningach czy turniejach, ten piłkarz musiał przebijać się do składu, a potem wyjść przed szereg, zostawiając za sobą setki, tysiące kolegów, od których ostatecznie okazał się lepszy, a jeśli nie, to sprytniejszy. Liczba adeptów futbolu kilkudziesięciokrotnie przewyższa młodych kulomiotów, a lekkoatletów w pojęciu ogólnym też zostawia z tyłu.

Oczywiście jest w tej wypowiedzi jakiś sens, bo lekkoatleci czują się zwyczajnie poszkodowani. Też przecież trenują, też osiągają sukcesy, ale tym wszystkim interesuje się mały ułamek społeczeństwa. Lekkoatletyka nie jest tak łakomym kąskiem dla sponsorów, choć na samego Bukowieckiego ktoś się pewnie połasi – jest przecież mistrzem Europy. Te wszystkie żale są jednak bezskuteczne i tak pozostanie. To tak jakby któryś piłkarz z lat 70. pożalił się, że on też dobrze grał w piłkę, a zarobki ledwo starczały na chleb i trzeba było dorabiać po godzinach.

Życie jest brutalne, a sprawiedliwie nie znaczy po równo – czas sobie to uświadomić. Może i jest wielu piłkarzy, którzy na swoje pensje nie zasługują, ale to niczyja wina, że piłka nożna generuje większe zyski i nawet rezerwowy, naprawdę przeciętny kopacz inkasuje więcej niż przeciętny lekkoatleta. Konrad Bukowiecki ma swoje pięć minut i niech ten czas trwa mu jak najdłużej, ale chyba za wszelką cenę chce je teraz (może boi się, że szybko przeminą?) wykorzystać i wygłasza te wszystkie żale, które już słyszeliśmy niejednokrotnie z ust innych nie-piłkarzy. Tylko, że to niewiele zmieni i najlepiej nie oglądać się na innych i robić swoje. Bez szkody dla otoczenia i dla siebie.

Źródło cytatu: weszlo.com